Jako racjonalista nie jestem skłonny do oddawania czci komukolwiek, a już szczególnie, gdy nie ma dla tej czci żadnych podstaw. Z resztą czym jest właściwie cześć, pomijając pozdrowienie, którym obdarzamy na co dzień naszych znajomych? Czy jest to rodzaj ogromnego szacunku? Jeśli nawet, to kojarzy mi się z całkowitą bezkrytycznością, i jak się zdaje, w skojarzeniu tym nie jestem odosobniony.
Odosobnienie natomiast dotyka mnie właśnie w samej kwestii czci. Czy można czcić cokolwiek? Może samym wartościom należy się cześć, lecz wątpię, by cześć ta była powszechna, ponieważ człowiek jest istotą na tyle ułomną, że wartości, mniejsze i większe, łamane są przez niego niemal notorycznie. Dobre są z pewnością starania o to, by na co dzień trzymać się określonych zasad sprawiających, że życie jest piękne dla nas wszystkich. Jestem jednak pewien, że na świecie i poza nim nie ma żadnych ideałów, gdyż cała nasza egzystencja przypomina naukę, której i tak nie sposób doprowadzić do końca. Jeśli zaś naszym ideałem jest jakkolwiek pojęty bóg- trudno o naśladowanie go, zważywszy na to, że jest samotny w swojej boskości; ponadto, nie wiążą go, lub nie muszą wiązać żadne relacje z innymi istotami, gdyż ideał implikuje samowystarczalność- a i tak wiemy, że postać taka nie istnieje przynajmniej w zauważalnym świecie. W realiach mamy do czynienia z systemem, który z niedoskonałości ludzkiej czyni sieć powiązań polegających na wzajemnej pomocy.
Skąd więc wzięła się cześć? Oddawanie czci komukolwiek to szczególnie frapujący przypadek, ponieważ zakłada on, iż dana osoba jest nieskazitelna. W języku religijnym możemy uznać, że człowiek taki jest święty- lecz jakie kryteria pozwalają nam ocenić człowieka? Katolicy uznają Maryję za świętą, i ważnym elementem tej świętości było jej dziewictwo. Można byłoby się spytać, cóż szczególnie niemoralnego jest w samym stosunku, skoro jego okoliczność jest w stanie przekreślić beatyfikację? Ludzie zazwyczaj są oburzeni, gdy elementy religijne, takie jak symbole, lub święte postaci, wiązane są z symbolami seksu.
Trzeba więc przyznać, że Kościół skutecznie zaszczepił w wiernych odrazę do spraw seksualności, skoro stanowi ona dla nich obrazę uczuć religijnych. Seksualność przecież ma w sobie naprawdę wiele uroku, i patrząc obiektywnie, nie mam pojęcia, jak może stać się przeszkodą w drodze do estymy.
Po pierwsze- w świecie nie ma ideałów, po drugie- ideał jest często wypaczonym wyobrażeniem; wypaczonym przez tradycję i dogmaty, które z resztą po części się w tej tradycji zakorzeniły. Oddawanie komuś czci to powód do chwilowej ekstazy, po której każdy musi wracać do zwykłego życia. Poza tym, czczenie kogoś to źródło dumy wobec człowieka powiązanego z nami więzami krwi, językiem itd. i zastępowanie tą dumą własnej postawy. Po własnych obserwacjach stwierdziłem, że aby ocenić kogoś cnotliwość rzetelnie, trzeba byłoby śledzić go przez całe życie, a przecież jest to bezsensowne i zbędne. Ludzkość wypracowała przez wieki pewne uniwersalne wartości, które powinny nam służyć. Jeśli mamy jakiś autorytet, nigdy nie powinien być on wyrocznią w absolutnie wszystkich kwestiach. Niepotrzebne i fałszujące rzeczywistość jest ubóstwianie kogoś, często powiązane z nieznajomością dorobku danej osoby. Weźmy pierwszy, lepszy przykład- Polacy są niezmiernie dumni z Polaka- Papieża, ale czy wielu z nich czytało jego encykliki? Czy większości po prostu zapadła w pamięci jego uśmiechnięta twarz i pięknie brzmiące słowa?
Uważam, że papież zrobił wiele dobrego dla Polski nawołując Polaków do nie lękania się, lecz reszta jego działań jest niestety dyskusyjna. Osobiście sądzę, że zauroczenie idolem to nic dobrego. Myślę też, że papież był w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem, lecz gdyby nie dogmatyzm Kościoła, byłby jeszcze lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz