sobota, 7 listopada 2009

Czy można być skrajnie racjonalnym?

Nie jestem fanatykiem. Nie jestem jak księża, tylko z drugiej strony barykady.
Słowo „barykada” może i pasuje, ale samo pojęcie skrajności obraża mnie.
Linia frontu nie przebiega między szalonym ateizmem, a równie szaloną religią.
To batalia racjonalizmu z zabobonem. Zabobon z samej swojej natury jest skrajny,
ponieważ nie jest oparty na dowodach, a pretenduje do miana prawdy.
Racjonalizm nie może być skrajny, ponieważ oznacza on tylko posługiwanie się rozsądkiem. Określenie „skrajny rozsądek” jest wewnętrzną sprzecznością.
Ze skrajną postawą mamy do czynienia zawsze wtedy, gdy zaczyna się przeinaczać rzeczywistość
lub ignorować ją na wzór swoich formułek nie uwzględniając kontekstu,
w którym ma się zamiar je stosować.

Z fanatyzmem, skrajnością, mamy więc do czynienia tylko wtedy,
gdy ktoś zawiesza zdrowy rozsądek- czyli gdy w grę wchodzi irracjonalny osąd.
Tak więc nie można być skrajnie racjonalnym człowiekiem, tak, jak nie można
być skrajnie punktualnym. Jeżeli ktoś uważa się za racjonalistę, ale popada w różne stereotypy,
tak naprawdę nie jest racjonalistą. Czy racjonalista piętnuje religię, krytykuje i wyśmiewa?
No cóż, oczywiście, że tak.

Już wyjaśniam dlaczego: religia to sprytny twór co do samej jego konstrukcji.
Cały jej rdzeń to wiara absolutnie we wszystko, co podyktują wyznawcom kapłani i święte księgi. Racjonalizm natomiast polega na intelektualnej uczciwości: przedstaw nam dowody,
a uznamy twoje twierdzenia jako prawdziwe. Ta uczciwość dotyczy także konsekwencji w poglądach
i ich podporze- wartości. Jeżeli główne wartości jakie sobie obierzemy to bóg i życie wieczne, konsekwentne i doceniane byłoby życie zgodne z wolą bożą, tak, by zasłużyć sobie na raj.
Jeśli więc papieże to pośrednicy boga, musimy ich słuchać, a nie spierać się z nimi,
czy to w kwestii dogmatów podyktowanych bezpośrednio przez boga,
czy w sprawie biblijnych interpretacji.
W świetle racjonalnych standardów intelektualnych konsekwentna postać religii
wypada więc dość blado, zważywszy na fakt,
że ludzka cywilizacja zdążyła już docenić wartości takie, jak krytycyzm, pluralizm,
życie w zgodzie, czy postęp naukowy. Nie ulega więc wątpliwości,
że religia w dyskursie społecznym stoi na przegranej pozycji.

Jej wyjściowe założenie jakim jest dogmat stanowi punkt wyjścia do jej porażki.
Dogmatyzm nie jest w stanie utrzymać się jako spójny model światopoglądowy.
Jak ma się bowiem sprawdzać w życiu zlepek zasad, wśród których znajdziemy
zarówno miłość do bliźniego, jak i nietolerancję homoseksualizmu?
Jak można traktować konsekwentnego wyznawcę, który przyrzeka, że chce tylko dobra,
ale uważa antykoncepcję za wielki występek, ponieważ bóg tego nie lubi?

Problem z religią to problem z dogmatem jako takim.
Racjonalista umie znaleźć w duchownym człowieka, którego polubi.
Umie znaleźć w świętych księgach i słowach papieży mądre cytaty godne uwagi.
Jednak ze względu na konsekwentny rozsądek nie jest w stanie dobrowolnie przyjąć do serca
całej masy dogmatów i z góry uznać je za słuszne- na tym właśnie polega jednak wyznawstwo.
Zauważmy, że konsekwentny racjonalizm nie jest źródłem totalnych generalizacji,
których obecność cechuje ludzi skrajnych. Racjonalista nie uzna, że wszyscy księża to pedofile-
ale stwierdzi, że celibat w zależności od indywidualnych cech może źle wpłynąć
na zdrowie duchownego. Racjonalista nie powie, że Biblia nie mówi o niczym dobrym,
ale stwierdzi, że jej boskie pochodzenie jest nader wątpliwe,
a ponadto inne jej fragmenty epatują brakiem odkrywczości, a nawet niemoralnością-
stwierdzi więc, że przyjęcie Biblii jako słowa bożego z góry często wywołuje spaczone
pojmowanie moralności. Powie też, że dogmat, czyli twierdzenie przyjęte tylko na wiarę
nie dotyczy jedynie istot niebieskich, ale także ucieleśnia się w realiach, co często skutkuje …irracjonalizmem.
Żaden racjonalista nie powie natomiast, że dzięki temu każdy wyznawca bez wyjątku
jest skłonny do zamachów. Jest jeden poważny problem-
gdy dowiadujemy się, że dany czyn jest potępiany przez wszystkich równo,
możemy się domyśleć, że ten problem moralny ma ścisły związek z czyimś cierpieniem.
Jedynie w świetle religii i jej doktryn za zło może być uznane coś,
co nie przynosi żadnej realnej krzywdy nikomu.

Traktujmy ludzi wierzących poważnie.
Gdy to robimy, dostrzegamy, że jeśli bóg byłby wszechmocny, miłosierny i przewidujący,
tak podyktowałby swoje słowa, że w każdej epoce ich literalny odczyt nie godziłby
w naszą wiedzę o świecie, ani w wyczucie moralne.
Nie dopuściłby do tego, aby na podstawie takiego odczytu miało miejsce tyle wojen
i to przez tyle stuleci. Nie do przyjęcia jest też myśl, że potrzebował on ok. 2000 lat,
by powstała teologia i tłumaczyła ludziom, że tu trzeba jakichś zawiłych interpretacji.
W końcu Biblia to z założenia księga pisana przez i dla prostaczków.

Co się jednak okazuje? Że zarówno odczyt dosłowny, jak i alegoryczny skutkuje absurdami. Podejdźmy do sprawy uczciwie i konsekwentnie- odczytując Biblię dosłownie
popadamy w tzw. Fanatyzm, tudzież fundamentalizm.
To słowa, które powstały po to, by ludzi konsekwentnych religijnie określić i kojarzyć negatywnie.
Ale mimo, że kojarzy się ich źle, bo robią i głoszą bzdury,
mają tą zaletę, że w standardach własnej religii są uczciwi, bo konsekwentni.
Wniosek jest oczywisty- w jakichkolwiek przekonaniach człowiek byłby konsekwentny,
oceni się go bardzo pozytywnie. Autentyczna konsekwencja religijna skazana jest
na wyrzucenie za margines. Cóż to jednak za wiara, wierzyć w nieomylnego boga,
ale czerpać z jego nauk wybiórczo?
Wybór BOGA jako wartości najwyższej implikuje bezwzględne wobec niego posłuszeństwo.
Z jednej więc strony widzimy, iż wiara wybiórcza nie ma sensu.
Sam przecież uważam, że Jezus powiedział mądrze stwierdzając,
że kto mieczem wojuje od miecza ginie, ale czy to powoduje,
że można mnie nazwać wierzącym chrześcijaninem?

Sprawa wygląda następująco- albo wybieramy racjonalizm i w nic nie wierzymy ślepo,
wybierając najlepsze kąski ze wszystkiego, również z systemów religijnych,
a odrzucając resztę, czyli stawiamy w centrum wartości takie,
jak samodzielność myślenia i jego niezależność od wyższych instancji,
albo wybierzemy religię lub inną totalitarną ideologię,
gdzie wszystkie fakty są już zasadniczo ustalone przez kogoś rzekomo nieomylnego,
więc nie pozostaje nic innego, jak bez dyskusji stosować się do jego nakazów.
Zapomnijmy w tym kontekście o pojęciu skrajności, bo ma się to nijak do omawianego tematu. Chodzi o to, że każdy człowiek dąży do tego, by wyklarować sobie spójny światopogląd,
którego wstępne wartości stymulują pomyślne życie,
co umożliwia jednocześnie na zmiany i konsekwencję w GENERALNYM światopoglądzie
bez samooszukiwania się. Widzimy, że racjonalizm z jego mechanizmem selekcji
spełnia takie wymagania. Będąc konsekwentnym w rozsądku nie da się zaszkodzić sobie i innym.
I na odwrót, religia z jej hamowaniem własnego pomyślunku sprzyja brakowi rozwoju,
a równocześnie jest pełna sprzeczności, co w przypadku konsekwentnego się jej trzymania
rodzi dysonans poznawczy. Oznacza to, że religia nie stanowi spójnego modelu światopoglądowego.

Konsekwencja nie jest niczym złym, póki nie trzymamy się swoich przekonań na siłę.
Racjonalizm zakłada możliwość zmiany poszczególnych poglądów w obliczu dowodów,
gdyż jest rzeczą rozsądną i konstruktywną tak czynić.
Trzymanie się na siłę danego przekonania można nazwać przeróżnie-
pielęgnacja mitów, zachowywanie stereotypu, respekt przed dogmatem.
Oznacza to jednak chwilowe zamknięcie na logikę nie w kwestii uczuć, a faktów.
Ludzie wykazują więc skrajność nie wtedy, gdy są krytyczni, racjonalni-
skrajność jest zawsze wynikiem działania czynnika irracjonalnego,
czemu sprzyja oślepienie prymatem władcy i niechęć do wzięcia na siebie odpowiedzialności
własnej analizy swojej postawy etyczno-moralnej.
Ludzie wierzący wybiórczo zachowują się bardziej jak racjonaliści,
choć ich samooszukiwanie się wpędza we frustracje; wiara nie lubi wybiórczości.
W tym problem, że życie polityczne i społeczne jest zbytnio opanowane przez religię,
bez względu na to, jak na jej postulaty zapatrują się sami wierzący.
Mało u nas miejsca dla odważnego indywidualizmu, który pokazałby Kościołowi gdzie jego miejsce.
W sytuacji, gdy kler próbuje narzucić swoje wymogi poprzez prawo wszystkim obywatelom
(np. w kwestii invitro), kierując się tym, że na jego liście figuruje 90% Polaków
pomoczonych wodą na etapie niemowlęctwa, trzeba poważnie angażować się w to,
by został zachowany pluralizm i co istotne także dla wahających się wierzących,
by dać pole do popisu dla normalnego sposobu pojmowania moralności
bez obarczania umysłu dogmatami. Kiedy religia ma u nas wciąż tak duże wpływy,
niczym skrajnym nie jest zaangażowanie w przywracanie równowagi.
Równowagą jest zostawienie wiary wierzącym i wyborów, które są zgodne z ich wiarą.
Inne osoby mają prawo do tego samego, bo niby przecież nie żyjemy w państwie wyznaniowym.
Gdy w mediach głównego nurtu mówi się o samych plusach religii, nie należy dziwić się kontrastowi, jaki dają osoby niereligijne. Krytyka, a nawet ironia
to dobra metoda w zdeprecjonowaniu mętnych, nieuzasadnionych poglądów,
które w Polsce aspirują do prawdy jedynej i niepodważalnej.
Ekonomiści nie kierują się w swoich obliczeniach horoskopami, ale gdyby zasięgali rady astrologów, podejrzewam, że zaangażowana postawa racjonalisty nie zasługiwałaby na miano skrajnej.
Skrajna jest sytuacja w Polsce i jedynym narzędziem do jej zmiany może być używanie rozsądku- polemika, a gdy trzeba, to i ironia.

Pamiętajmy, że cały czas robimy religii wiele ustępstw.
Dla przykładu, religia Islamu
nosi znamiona nietolerancji, poniżania kobiet i innych uwsteczniających postaw.
Z tego powodu często sama krytyka tej religii ze względu na owe cechy zostaje nazwana
objawem nietolerancji. Oczywistym jest chyba,
że powinniśmy mieć na uwadze naszą świecką i sprawdzoną wartość-
tolerancję, ale wystarczy użyć logiki,
aby zauważyć, iż nie da się jej przeciągnąć na absolutnie wszystkie sfery.
W pewnych przypadkach tolerancja zostaje po prostu źle zrozumiana
i staje się jej wypaczeniem. Nie ma mowy o tolerowaniu tego,
co samo w sobie zawiera wyraźnie negatywne cechy.
Jeśli ktoś praktykuje rytuał obdzierania żywcem ze skóry kobiet,
nie można stwierdzić, że powinniśmy być dla niego tolerancyjni.
Tolerancja jest jedną z wartości, obok niej stoją wszystkie tolerowalne postawy,
które mogą takie być, gdy spełniają kryteria braku krzywdy względem innych osób.
Problem w tym, że to, co zawiera się w religii dostaje niczym nieuzasadniony immunitet.
Oczywiście, nie chodzi o ludzi wierzących, ale o samą religię, która tak, czy inaczej wypacza,
bądź może wypaczać nasze spojrzenie na świat. Dlatego naigrywanie się z religii
i ich wad nie ma na celu poniżenia i zranienia osób wierzących.
Chodzi o pobudzenie myślenia. Może muzułmanin poczuje się zraniony,
gdy nazwie się go katem dla kobiet. Ale gdy faktycznie traktuje tak kobiety,
lepiej, żeby rana ta zastanowiła go, niż żeby miał bez żadnej krytyki
ze strony innych ludzi nadal źle traktować damy.

Podobnie jest z prawem do własnych poglądów.
Przecież ludzie świeccy nie zabijają wierzących. Racjonaliści polemizują.
Gdy nic to nie daje, wyśmiewają. Nadal jednak jest to czysta perswazja.
Każdy wierzący musi się zastanowić, czy chodzi tu o atak na jego osobę,
czy na to, co nazywa poglądami. Wiemy, że w dyskusji chodzi o ścieranie się argumentów.
Trudno zaś o nie, gdy dany pogląd nie wynika z obserwacji i refleksji,
ale z czystej wiary z paroma nieudolnymi próbami jej uzasadniania.
Gdy ludziom zaczyna brakować argumentów, lub zgoła nie mają ich wcale,
ratują się zdaniem „ja też mam prawo do własnych poglądów!”
Gdy ktoś stale powtarza tą formułkę, wątpliwe, by to, czego broni było poglądami.
Pogląd zazwyczaj implikuje argumenty, lub nawet te argumenty są jego podstawą.
Wątpię też, by przekonanie wsparte nie argumentami a wiarą nadawało się do dyskusji.
A jednak, mówienie o „prawie do własnych poglądów” wskazuje na to,
iż coś, co siedzi w głowie broniącego się jest nie poglądem umiejącym walczyć,
ale małym kundelkiem, który piszczy tylko przerażonym głosikiem, żeby nie robić mu krzywdy,
ale zostawić go w spokoju. On tylko od czasu do czasu kogoś chapnie,
a później będzie udawał, że jest niewinny.
Taka obrona jest nieprzekonywująca jeszcze z jednego powodu-
prawo do własnych poglądów to wytwór świeckiej demokracji.
Czy za czasów, kiedy to Kościół trzymał na wszystkim rękę,
ateista przed stosem mógł wykrzyczeć, że ma takie prawo? Ach, ta ironia losu…

Oczywiście, nie nastąpi nigdy konfiskacja Biblii i Koranu, czy zakaz prywatnej modlitwy.
Cały czas chodzi o polemikę, dzięki której będziemy mogli zgodzić się co do wartości,
które czynią nasze życie lepszym, a odrzucić archaizmy, które są obojętne,
a w innych okolicznościach wręcz groźne. Powinniśmy jednak wdrożyć inne zasady gry.
Ktoś, kto nie używa argumentów poza tym o prawie do własnych poglądów,
przegrywa walkowerem. Zostaje zdyskwalifikowany.
Taka formułka to sygnał, że coś nie tak dzieje się ze zdrowiem „poglądu”.
Równie dobrze dyskutant ów może stwierdzić, że ma jakiś pogląd, ale nie powie jaki.
Pogląd Kowalskiego? Obecny! Ale nie wiadomo, jak wygląda i dlaczego niby jest słuszny,
więc tym bardziej brak mu siły, by walczyć ścierając się z innymi poglądami.

Musimy ocenić naszą kondycję jako społeczeństwa.
Rozmaitość poglądów to określenie na wyrost. Poglądy panują oczywiście różne,
ale czy jest to mile widziane? Jakakolwiek rozmaitość to powód do tego, by wieść życie ciekawie,
ale czy w kwestii poglądów jest ona konieczna?

Nie, choć same dyskusje są stymulujące. Jednak celem dyskusji jest wyklarowanie się poglądów, szukanie elementów wspólnych. Nierzadko dochodzi do tego,
że człowiek zmienia swoje przekonania pod wpływem argumentów.
Gdy to robi, staje się bardziej racjonalny, bo zaczyna myśleć na dany temat
mając na uwadze konkretne fakty, których poznał większą ilość.
Pewna doza racjonalizmu pomogła mu także w samej decyzji zmiany poglądu,
bo czymś nieracjonalnym jest trzymanie się go na siłę mimo przesłanek,
czy dowodów przeczących. Miło jest patrzeć na rozmaitość gatunków roślin,
miło korzystać z różnych rozrywek, zwiedzać różne typy architektury.
Ale najmilej jest, gdy ludzie się zgadzają. Mimo wszystko.

Ludzie wierzący zmieniają się w racjonalistów najczęściej wtedy,
gdy zauważają, że ich wiara czyni spustoszenie w sprawach etyki.
Gdy zauważają wartościowość ludzi racjonalnych i wiarygodność świeckich wartości.
Gdy dostrzegają, że myśleniem można naprawdę sporo osiągnąć.
Nadal więc pozostaje polemika. Nie ma to sensu?
Kto wie, czasem udaje się przebić przez ścianę indoktrynacji.
Krytyka religii wynika przede wszystkim z tego, że postawy wierzących
bywają niemoralne z tego względu, że są uzasadniane wiarą.
To oczywiście nieważne, czy dobro wynika z wiary, czy z myślenia, lub wrażliwości.
Jednak gdy ktoś czyni zło z powodu wiary, ani myślenie, ani wrażliwość
nie mają zbyt wiele do gadania.
Dlaczego uważasz, że śmierć matki w zamian za życie dziecka jest najlepszym wyborem?
Bo tak wierzę i koniec.
Jak do tego doszedłeś?
Słuchając papieża, księdza.
Dlaczego słuchałeś?
Bo są najbliższymi pośrednikami boga.
Dlaczego tak twierdzisz?
Bo tak jest napisane w Biblii.
A kto podyktował Biblię?
Bóg.
Dlaczego tak sądzisz?
Bo tak jest napisane w Biblii.
Przecież to nonsens!
MAM PRAWO DO WŁASNYCH POGLĄDÓW!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz