Co to znaczy, że człowiek jest istotą społeczną i dlaczego właściwie nią jest?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, nie należałoby raczej studiować źródeł psychologicznych, czy socjologicznych, gdyż one opierają się na tym prawie nie wyjaśniając jednak jak doszło do tego, że ludzie są istotami społecznymi.
Wskazane byłoby więc, aby wrócić na chwilę do czasów prehistorycznych i pójść po nitce do kłębka. Spójrzmy prawdzie w oczy- człowiek nie jest i nigdy nie był (przynajmniej na etapie człowieczeństwa) istotą dobrze przystosowaną do życia w brutalnym świecie przyrody. Naturalnym był więc progres jego innego atrybutu- mózgu. Mimo więc, że nie posiadaliśmy skrzydeł, by móc wzbić się w powietrze, ostrych pazurów i kłów, by potrafić obronić się przed czymś większym, czy na tyle zwinnych nóg, aby uciec przed drapieżnikiem, pozostał jeszcze jeden ważny narząd, którego rozwój przypieczętował naszą przynależność do najbardziej inteligentnych, a zarazem społecznych istot.
Nie byłby to może konieczny i jedyny możliwy przebieg zdarzeń, lecz nie ma co gdybać. W pewnym momencie życie naszych dalekich przodków zostało bowiem bardzo utrudnione dzięki długoletniej suszy. To tłumaczy nam, dlaczego ludzie na pewnym etapie zeszli z drzew. Parafrazując Andrzeja Koraszewskiego, to nie ludzie zeszli z drzew. Drzewa uciekły im.
W tych niewątpliwie trudnych warunkach nasi pra –przodkowie zmuszeni byli przetrwać i na nasze szczęście udało się im. Z początku jednak życie w stadach (podwalinach społeczeństwa) było zdeterminowane przez mniej złożone, przeto inne, niż obecne okoliczności. Podobnie, jak wśród innych stadnych zwierząt, zwyciężało hasło „w kupie siła”, lecz że nie łączyły nas skrzydła, pazury czy kły, a inteligencja, znaleźliśmy inną drogę przetrwania- komunikację i wzmagany nią spryt.
Najbardziej efektywnym narzędziem tego pierwszego stał się język, który ewoluował wraz z innymi naszymi cechami. Człowiek przy okazji wytwarzania narzędzi i kombinowania, jak tutaj upolować mamuta, wykształcił w sobie świadomość, w tym narastającą świadomość społeczną.
Ludzie jako jedyni w przyrodzie stali się więc świadomi- świadomi kolejnego dnia i swoich możliwości i po obserwacjach swych bliźnich, również własnej śmierci.
Świadomość ta, podobnie jak wszystkie inne zdolności i umiejętności łączyła ludzi. Jako że człowiek był swojego rodzaju instruktorem, lecz nie miał pojęcia o tym, jak działa natura, zaczął przypisywać intencjonalność wszystkim zjawiskom przyrody. Gdy miała miejsce burza, ludzie odczytywali ją jako gniew bogów- przykładów można podać wiele. W ten właśnie sposób, wśród znoju dnia codziennego, narodziły się zalążki religii- jednego z prehistorycznych pierwiastków kulturotwórczych.
Z religią od początku wiązała się sztuka- drugi element typowy dla naszego gatunku, choć można byłoby dyskutować co było pierwsze- wiara w bogów, czy zmysł estetyczny. Są przesłanki za tym, by twierdzić, iż pierwszy pojawił się właśnie ów zmysł, gdyż był on powiązany z zabieganiem o atrakcyjność dla płci przeciwnej. Trudno oczywiście o niedocenianie starych wierzeń, wszak to dla wszelkiej maści bóstw starano się o najpiękniejsze artefakty. Czym innym jest jednak przesąd, czym innym zaś poczucie piękna. Religie wymyślając bogów uczyniły co prawda życie przodków bardziej znośnym imaginując różne wersje życia pośmiertnego, lecz inne zabobony religiogeniczne przyniosły krwawe żniwo. Sprzeciwianie się tym przesądom było karane śmiercią, choć nawet w czasach nam bliskich rozwój wiedzy wskazywał na to, że i obrońcy zabobonów byli świadomi ich absurdalności.
Ludzie, u których inteligencja wciąż szła do przodu, pomagała komunikować się ze sobą i wymyślać wciąż nowe sposoby na przetrwanie- nie dość, że bezpieczne, to jeszcze wygodne, chcieli coraz bardziej uniezależnić się od przyrody, budując w tym celu coraz nowocześniejsze budynki i urządzenia, oraz coraz to skuteczniejszą broń. Wszystkie te wynalazki były i oczywiście nadal są obfite w skutki uboczne, lecz to jedynie kolejne wyzwanie dla obecnej kultury.
Rozwinęła się też bardzo ważna cecha- empatia, której pozbawieni są jedynie nieliczni, a mianowicie- psychopaci.
Dzięki ewolucji, czyli stopniowym zmianom, określone predyspozycje do życia społecznego są wpisane w nasze DNA, ostatecznie- w nasze mózgi. Jest to równie ważny czynnik powodujący, że jesteśmy istotami społecznymi, jak oczywisty fakt, że żaden z nas nie jest w stanie nauczyć się wszystkiego- dlatego potrzebne jest społeczeństwo z ludźmi o różnych specjalizacjach, a wcześniej predyspozycjach. Żyjemy w tym systemie na zasadzie symbiozy- ktoś pomaga mi, a ja jemu, co dodatkowo ułatwia nam wspomniana już, naturalna dla nas empatia. Oczywiście, symbioza ta jest znacznie bardziej rozbudowana, niż symbioza w wykonaniu prymitywnych organizmów, ponieważ złożoność mózgu implikuje złożoność potrzeb, zaś złożoność potrzeb wynikająca z większej inteligencji implikuje życie stadne i wielką mnogość rozmaitych relacji.
Dlatego właśnie człowiek jest istotą społeczną, czyli istotą przystosowaną genetycznie do systematycznych relacji z osobnikami swojego gatunku. Ogrom osiągnięć cywilizacyjnych, technicznych, medycznych i moralnych relacje te ubogaca, urozmaica i sprawia, że nasze życie może być ciekawe zarówno na płaszczyźnie społecznej, jak i prywatnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz