Solidarność to piękny ideał, który chyba nigdy nie zostanie jednak ucieleśniony w zupełności. Przedsmak takiego „porządku” świata daje nam obraz współczesnej polityki w wielu krajach, w tym polskiej, która wciąż pielęgnuje podziały.
Nie trzeba nam jednak totalnej solidarności we wszystkich kwestiach, aby społeczeństwo funkcjonowało jako zdrowy organizm. Takie funkcjonowanie zapewnia nam m.in. idea państwa neutralnego światopoglądowo, do którego wizji przybliża się coraz to więcej krajów.
Jest oczywistym, że każdy człowiek ma prawo do własnych poglądów, do wyznawania tej, czy innej religii, albo też do nie wyznawania żadnej. Ludzie o określonych poglądach, religii, bądź poglądach wynikających z religii mają pełne prawo zrzeszać się we wspólnoty, które mają obowiązek funkcjonować na tych samych prawach, co wszystkie inne instytucje.
Wydaje się jasnym, iż jest to po prostu wyraz uczciwości i sprawiedliwości, którą powinno zapewnić państwo. A sprowadza się to tylko i aż do równości w świetle prawa.
Następną sprawą jest to, że religia niewątpliwie stanowi jeden z czynników dzielących społeczeństwa, a więc niesprzyjających solidarności. Jest to faktem, lecz nie wolno zmuszać ludzi do tego, aby porzucili swoją wiarę i nie praktykowali jej w żaden sposób. Każdy wierzący człowiek powinien mieć również prawo do tego, by manifestować swoją wiarę. Jest tylko jeden, ważny problem- sam także nie może narzucać swoich poglądów ludziom nie podzielającym jego wiary.
Nie powinien też obrażać osób o przeciwnych poglądach. Jeśli zaś będzie to robić, dowiedzie jedynie własnej ignorancji i arogancji, oraz świadectwa tego, jak wiara wpływa na jego postawę.
Jeszcze większym problemem jest natomiast stosunek ludzi władzy do projektu państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu z nich zapomina chyba, że państwo to państwo- teren o swojej historii, który z racji świeżych i uniwersalnych wartości demokratycznych może być i jest domem dla ludzi
o różnych poglądach. Tym bardziej widoczne jest to w chwili, gdy należymy do Unii Europejskiej
i umożliwiony jest swobodny przepływ obywateli różnych krajów między państwami członkowskimi bez obowiązku posiadania paszportów. Tak więc, jak w obrębie państwa mogą funkcjonować różne wspólnoty, w tym religie, tak już całe państwo nie może być traktowane jak sekta, ponieważ jest zbiorowiskiem ludzi o rozmaitych zapatrywaniach. Dlatego właśnie bank, stołówka, klasa, sklep
czy parlament są instytucjami świeckimi, do których uczęszczają osoby o przeróżnych poglądach.
Nie ma również znaczenia fakt, iż wyznawcy danej religii wyraźnie liczebnie dominują nad innymi. Liczy się natomiast to, że instytucje świeckie są świeckie, bo ich potencjalnymi gośćmi są różni ludzie, tak więc tak, jak nie powinno być tam wywieszonego krzyża, tak nie wolno wieszać tam również gwiazdy Dawida, albo napisu „boga nie ma”.
Nie oszukujmy się także co do kulturowego i historycznego dziedzictwa Polski. Z całą pewnością wiara pomagała niejednemu patriocie w walce o niepodległość. Na pewno niejeden duchowny katolicki wsławił się u nas patriotyczną postawą. Ale wnioskowanie z tych faktów, że wszystkie te pozytywy wywodzą się z niewyraźnego symbolu krzyża i wszelkich dogmatów, jakie pociąga za sobą katolicyzm, jest olbrzymim nieporozumieniem. Chrześcijaństwo zakorzeniło się u nas, natomiast ludzie coraz częściej w dobie demokracji wyłuskują z niego rzeczy dobre i odrzucają to, co wsteczne. Czym będzie Europa bez krzyża? Zapytał się duchowny odprawiający mszę z okazji
Dnia Niepodległości. A czym jest właściwie krzyż? Jest symbolem cierpiętnictwa.
Jak w dobie europejskiego pokoju, kiedy wszyscy chcemy porozumieć się, a nie najeżdżać na siebie nawzajem, ma przydać nam się krzyż? Czy znów będziemy zmuszeni do umierania za nasz kraj tylko dlatego, ponieważ władcy innych krajów nie będą chcieli rozmawiać, a uciekną się do przemocy?
Nie zapowiada się na to, tak więc i krzyż pozostaje pustym symbolem w dobie rozwoju, tak, jak wiara staje się w zasadzie pustym frazesem.
Krzyże nie wiszą w polskich, świeckich instytucjach, by prezentować historię. Wiszą tam, ponieważ ludzie za to odpowiedzialni zapomnieli, że Polska nie jest sektą i obowiązują tu pewne zasady oparte na pluralizmie- a przynajmniej powinny obowiązywać. Nikt nie każe też wierzącym zdejmowania krzyży w ich domach, ani nikt nie niszczy Kościołów, bo to również jeden z filarów demokracji.
Wiadomo chyba, co tak bardzo gryzie Kościół- to dystrybucja prawdziwych, naukowych, socjologicznych i psychologicznych informacji. To mimo wszystko nacisk na tolerancję, na normalne, ludzkie moralne odruchy wyzbyte moralnego absolutyzmu. To właśnie cechuje demokrację. Jeśli państwo uwzględni poglądy ateistów, prezerwatywy będą sprzedawanie legalnie. Jeśli katolik, któremu papież zabrania używania kondomów nie zdecyduje się na kupno prezerwatywy, postąpi zgodnie z własną wiarą. Nikt przecież nie zmusza go do kupowania, mimo, że prawo to umożliwia, gdyż prawo jest dla wszystkich.
Podobnie z metodą invitro- całkowity zakaz byłby dobry dla katolików? A może jednak przyzwolenie na ten zabieg byłby próbą ich wiary? Ponieważ mimo, iż jest to możliwe, oni- katolicy, nie zdecydują się na stosowanie tej metody?
Cóż, z pewnością coś jest na rzeczy. Kościół nie wierzy w to, że ludzie, dla których najbardziej będą liczyć się realne życie i towarzyszące mu dylematy moralne związane jednak z cierpieniem bliźnich, bądź jego brakiem, nie będą zważali na dogmatyczne kazania Kościoła, w których czynniki wymienione wyżej pełnią raczej drugorzędną rolę, a pierwszoplanowa jest wola bliżej nieokreślonego boga.
Podobnie niewiarygodne jest, aby nie uwierzyli wiarygodnym źródłom informacji, które powiedzą, że zarodki są niszczone zazwyczaj często w samoistny, naturalny sposób; że kondom, jeśli nie pęknie,
nie przepuści wirusa HIV, że matka, której życie jest zagrożone może dokonać aborcji w stadiach, gdy embrion nie cierpi, gdyż nie może. Nie będzie to łatwe, ale trzeba będzie podjąć decyzję w miarę racjonalną i podyktowaną współczuciem, nie zaś snuciem rozważań o duszach.
Podsumowując, neutralność światopoglądowa powinna być próbą wiary katolików. W przeciwnym razie, im bardziej naciskają na to, by prawo reprezentowało tylko ich punkt widzenia, tym bardziej będzie widoczne, że ich wiara ma w istocie kruche podstawy.