piątek, 20 maja 2011

Bulwa nać!

Jeden z czytelników mojego bloga uzyskał do mnie kontakt mailowy (nie zdążyłem spytać, jakim cudem, skoro nigdzie go tutaj raczej nie wpisywałem- ale jeżeli ktoś by chciał, proszę bardzo: terazja55@wp.pl). Choć przyznaję, że nieco zastanawia mnie to- boję się, że jestem namierzany… Cieszę się z drugiej strony, że ktoś jednak czyta mojego bloga, mimo, że ilość komentarzy na to nie wskazuje. Może to czas, aby poinformować internautów- włączyłem niedawno opcję umożliwiającą komentowanie felietonów wszystkim, bez konieczności logowania się.

A teraz do rzeczy- jego pretensje nie dotyczyły nawet warstwy merytorycznej moich felietonów. Chodziło mu przede wszystkim o formę, w jakiej niektóre z nich są przeze mnie pisane. Mianowicie- gramatyka- spoko. Ortografia- spoko. Trochę za często truję o empatii, ale da się znieść.
Nie da się jednak ścierpieć tych przekleństw! Mimo, że nie ma ich w zdecydowanej większości tekstów. Jeśli już tylko się pojawiają, wszyscy czytelnicy, którzy lekturę mojego bloga poprzedzili wykładami prof. Jana Miodka, czują się zniesmaczeni.

Nie mam pojęcia, dlaczego czytelnik ów wypowiada się za wszystkich czytelników, ale wybaczam mu, bo jest ich zapewne wielu, a on jako nieformalny przedstawiciel tej grupy, z bulwersacją wyższą od przeciętnej, wspomógł się również odwagą personalną i… przyznam, zgrabnie wyszedł z polemiki. Krytykując moje wulgarne słownictwo, sam nie użył bluzgów („jak możesz tak przeklinać, niewychowany skurwielu? Nie wiesz, że to chujowo się czyta?”)

Moje zdanie co do przekleństw wyraziłem już w jednym z rapowych kawałków- wnikliwi czytelnicy mogli już dowiedzieć się o mojej muzycznej aktywności, jeśli śledzili moje ostatnie teksty, przede wszystkim ten o muzyce. Otóż, jeśli chodzi o bluzgi, jestem po prostu kretynem, który wszystko kwestionuje z zasady, chce podważać wszelki porządek i daje mu to nieokrzesaną frajdę, skąd należy przypuszczać, że jestem antychrystem i pracownicy ochrony marketu do którego uczęszczam, mają od tej chwili obowiązek rozebrać mnie na zapleczu, w celu odnalezienia znamienia 666.

Zanim zaczną poszukiwania, muszę poinformować o trzech istotnych kwestiach: po pierwsze, jestem za zaprzestaniem dyskryminacji kobiet i częstszym zatrudnianiem ich na stanowiska pracowniczek ochrony- po drugie, nawołuję, aby Kościół dał się wykazać egzorcystkom. Po trzecie, ułatwię wam sprawę- szatańskie znamię znajduje się w miejscu intymnym, zatem musicie odpuścić sobie jednak poszukiwania, no chyba, że natychmiastowo po nich udacie się do konfesjonału.

A teraz kończąc dygresję, tym samym wracając do sprawy przekleństw- wchodząc na mojego bloga, musicie oczekiwać bogatego menu. To nie takie proste, przekleństwo nie jest trucizną. Trucizną jest bezmyślność, a ona przyczynia się do obumierania wielu rzeczy. To, że w pewnych środowiskach „kurwa” jest przecinkiem, ostatecznie wywodzi się z bezmyślności. Wiem, środowisko, sytuacja finansowa, wiem, wiem. Ale ostatecznym źródłem jest bezmyślność. Wszystko inne to jej pochodne. Przynajmniej w obrębie kultury.

Gdy słyszysz wywód przeciętnego degustatora połówek: „kurwa, ale żem się najebał, normalnie kurwa się wypierdolę gdzieś i kurwa będę miał jebane pizdy pod oczami”, ewidentnie czujesz, że coś cię pali. Tak, dokładnie! Ten koleś po prostu przepieprzył. Przekleństwo jest pikantną przyprawą. Słowa niosą natomiast zarówno treść, jak i emocje. Bluzgi wzmacniają przede wszystkim emocje, choć wskazują też, do jakiej partii tekstu odnosimy się bardzo emocjonalnie.

Trzeba więc po prostu zadbać o należyte proporcje, choć one zależą również od rodzaju dania. Czasem wskazane jest, by popieprzyć bardziej, czasem by mniej. Wystarczy jedynie, by nie krzywić się na widok tej swoistej pikanterii. Przez pomyłkę oznaczono ją trupią czaszką.

P.S. Czyżby to wystrzeganie się przekleństw w jakiejkolwiek ilości wynikało choć po części z dawnej wiary w niezwykłą moc słów? Wiadomo, klątwy, czary itd?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz