piątek, 13 maja 2011

Sprawy ważne i sprawy pilne.

Dobra, no to pora na kolejny wykład domorosłego, tudzież dwororosłego filozofa (bo lubię też myśleć na dworze, choć wielu mówi, że zapominam tylu rzeczy, że niedługo zgubię mózg- choć to, że o czymś zapominam jest spowodowane tym, iż używam mózgu myśląc o czymś innym, niekoniecznie niecodziennym).

W życiu sprawy możemy podzielić różnie. Myślę jednak, że najistotniejszym podziałem może być podział na:

1. Sprawy ważne
2. Sprawy pilne

Czasem sprawy ważne mogą być również pilne. Czasem sprawy przede wszystkim pilne, mogą być także ważne. Na czym to polega, bo z reguły nie czynimy tutaj rozróżnienia i bierzemy „ważne” za „pilne” i na odwrót? Za chwilę postaram się wyjaśnić.

Na początku chciałbym jednak zaznaczyć, że swój podział opieram na swoim światopoglądzie, a ten zawiera bardzo ważny składnik LIBERALIZMU, którego hasło w skrócie brzmi: „żyj i daj żyć innym”.
Stąd patrzę na życie i jego sprawy racjonalnie, pod kątem rzeczywistych ludzkich potrzeb. Nie uznaję czegoś ponad nie, oprócz sprawy etyki, a etykę zasadzam przede wszystkim na wspomnianym wyżej prostym haśle. Również w obrębie etyki hasło to, wspomagane empatią przysługującą każdemu człowiekowi nie będącemu psychopatą, uważam za fundament nie potrzebujący żadnych dodatków. Cała reszta stwierdzeń odnośnie moralności wynika tylko z tego, iż życie jest skomplikowane i nie zawsze wystarcza stwierdzić: „żyj i daj żyć innym”. Nie wystarcza, co nie oznacza, że jakakolwiek prawda moralna uniwersalna dla wszystkich ludzi, jest oderwana od tej reguły pozytywnego egoizmu
i nienaruszania egoistycznych interesów innych ludzi.

Altruizm jest wytłumaczalny biologicznie, przy czym można uznać go za lustrzane odbicie egoizmu, ukształtowane dzięki życiu stadnemu naszego gatunku, czy jak kto woli, społecznemu- sprowadza się to do tego, że nikt z nas poza Robinsonem nie żyje na bezludnej wyspie (pomińmy Piętaszka).

Jeszcze raz warto wspomnieć o empatii, choć powtarzam o niej często w niejednym tekście, jakbym miał jakąś manię na jej punkcie. I tak jest w istocie, to mania, choć moim celem jest przede wszystkim dotarcie do ludzi, że większość z nas nie jest „zła” z natury. Nie krzywdzimy na ogół innych, ponieważ wczuwamy się w nich emocjonalnie; współczujemy, kiedy wiedzie im się źle. Pomagamy. Chcemy robić im niespodzianki- to wszystko dlatego, ponieważ biologicznie rzecz ujmując, nasze interesy często bywają zbieżne i pozostawiają pole manewru dla symbiozy- i taka strategia przetrwania przeważyła szalę w przypadku naszego gatunku, przyćmiewając pasożytnictwo (choć nie niszcząc go zupełnie). Ale to biologicznie- to geneza empatii. Na co dzień mamy ją i kierujemy się nią tak samo, jak inteligencją, będącą również produktem ewolucji, „tkwiącym” w mózgu. Nie musimy widzieć ani w jednym, ani w drugim, czegoś „niskiego”, ponieważ służy to ostatecznie celom biologicznym i nie ma na pierwsze, ani drugie oko, żadnego celu wyższego.

Jeśli więc żyję i daję żyć innym, warto dodać, że życie w społeczeństwie wymaga także swojego wkładu. To zupełnie logiczne, że ludzie mają przeróżne predyspozycje i talenty. Używamy mózgów w takim, a nie innym stopniu, a społeczeństwo osobników inteligentnych stwarza warunki do w miarę harmonijnej koegzystencji. Tutaj więc, mowa jest o pewnych obowiązkach każdego członka społeczeństwa. Istnieją ludzie „prości”, których interesują przede wszystkim, a może i jedynie, proste rzeczy, co w skrócie możemy nazwać pracą fizyczną. Taka praca, mimo robotyzacji przemysłu, jest nadal potrzebna. Mamy również „prostaków”, których może nie interesować… niemal nic, ale by nie powymierali z głodu, ostatecznie również biorą się za taką pracę, choć jedyną czynnością przez nich ukochaną może być picie alkoholu z kolegami.

Każda praca jest w społeczeństwie potrzebna, a dziedziny wymagające postępu (nie ma chyba niewymagających) najlepiej stymulowane są do niego poprzez ludzi żywo zainteresowanych daną dziedziną, a więc mającym do niej również stosunek emocjonalny. Ktoś więc może zostać pedagogiem, jeszcze kto inny psychologiem, jeszcze ktoś inny murarzem, a ktoś inny piosenkarzem. Każde płatne zajęcie jest pracą- ponieważ przynosi pożytki, i dlatego zyski pieniężne za nią się należą- sprawa ich wysokości pozostaje kwestią dyskusji i zdania są mocno podzielone.

Praca więc, nie musi być harówką, a wręcz wskazane, by nią nie była. Choć może jeszcze lepiej zamiast słowa „harówka” użyć określenia „twardy mus”. Mimo bowiem, iż jeżeli murarz kocha swoją pracę, jego satysfakcja z niej mocno, lub nawet zupełnie przyćmiewa wielki wysiłek (tu fizyczny) jej towarzyszący. Cieszy się bowiem zarówno jej przebiegiem, jak i jej efektami. Tak jest również z każdym innym zawodem- praca artysty, np. piosenkarza jest przydatna, gdyż bez muzyki doświadczylibyśmy nagłego skoku depresji na wielką skalę. Gdybyśmy założyli teoretycznie nagłe wyeliminowanie sztuki z naszego życia prywatnego i społecznego, tak właśnie by było, ponieważ mimo, że są ludzie, którym żadna sztuka potrzebna nie jest, zdecydowana większość potrzebuje jej, aby sprawnie funkcjonować, do czego należy czuć się po prostu dobrze.

Patrząc przez pryzmat biologii, dobre samopoczucie jest nastawione na możliwość uprawiania seksu, a więc rozmnożenia swoich genów- gdyż czymś niemożliwym jest na ogół przejście ze stanu depresji do szczytowania. Jeśli nie radzimy sobie w życiu, czujemy się źle, ponieważ biologia nie promuje nieradzenia sobie. Czasem wystarczy uświadomić sobie własne możliwości, wziąć się w garść i zacząć pracować z pozytywnym nastawieniem- wtedy biologia promuje takie podejście, nagradzając nas dobrym nastrojem.

Chcemy więc ostatecznie, by każdy z nas czuł się dobrze- a w dalszej pespektywie, nazywamy to szczęściem. O to zabiegamy wszyscy- ktoś może potrzebować w tym celu słuchania muzyki konkretnego, lub każdego gatunku, inny człowiek będzie miał kilka prac jednocześnie, byle, by nie miał chwili na bezczynność, jeszcze inny będzie śledził wiadomości TVP i razem z Ziemcem przeżywał kolejne etapy beatyfikacji papieża Polaka.

Liberalizm pozwala na dowolne zachcianki i kaprysy, pod warunkiem, że ich wcielanie w życie nie krzywdzi, czy nie narusza wyraźnie woli innych oraz ich praw człowieka. Czasem mamy do czynienia z postawami wyraźnie ingerencyjnymi, które są wręcz nastawione na narzucanie się siłą ludziom nieżyczącym sobie tego. Przykładem może być religia katolicka, która tkwiąc w społeczeństwie siłą tradycji, narzuca się na różne sposoby ludziom, którzy katolikami nie są. Kiedyś bycie katolikiem było wymogiem, dziś, w dobie demokracji, groźbą jest chociażby ostracyzm. I tak, Kościół Katolicki jest zwolniony z płacenia podatku, wszyscy podatnicy, niezależnie od wyznania lub braku, płacą ze swoich podatków na tą instytucję, dzieci nie-katolików często stają się obiektem drwin, kiedy nie przystępują do sakramentów, wśród których przyjęcie tzw. Komunii Świętej nabrało już charakteru wyścigu, a konkuruje się na rowery, zegarki i inne błyskotki. Kościół oficjalnie piętnuje to zjawisko komercjalizacji, a logicznie patrząc, jest mu to na rękę.

Taką opresyjną postawę konserwuje, jak sama nazwa wskazuje, konserwatyzm polityczny. Jego głównym rdzeniem nie jest bowiem racjonalne hasło „żyj i daj żyć innym”, lecz ideały oderwane zupełnie od życia, nauki, prawdy empirycznej- jak np. Bóg, Honor, Ojczyzna. Tak, jak liberał nie musi piętnować tradycji tylko z tej racji, że tradycją jest (jeśli akurat nikomu z definicji nie szkodzi- choćby śmigus dyngus), tak już konserwatysta z reguły sprzeciwia się z góry wszystkiemu, co w jakiś sposób nowe. Konserwa bowiem bierze za główną wytyczną wiekowość zjawisk, mimo, że większość czasu dziejów ludzkości to prymitywizm i brak wiedzy, z których wyrosło jakieś 80% utrzymywanych do dziś tradycji, czasem traktowanych jako odskocznia, a czasem jako priorytet i rzecz niekwestionowalna, traktowana z nabożnym szacunkiem (bez zrozumienia, za to z nadętym patosem). Uzasadnieniem jej utrzymywania ostatecznie jest zawsze „bo tak trzeba i już”. Choć nie są to rzeczy tak oczywiste, jak np. konsumpcja prowiantu, czy też wydalanie się, albo jakże oczywiste hasło, iż nie chcielibyśmy by ktoś nas okradł, a więc kradzież należy potępić.

Konserwatyzm w takim razie, w miejsce racjonalizmu kieruje się wspomnianym patosem, odwrotnie proporcjonalnym do skali zdrowego rozsądku. Wynikiem konserwatywnej mentalności jest m.in. fakt, że czegoś „nie wypada nie wiedzieć”. Że każdy powinien znać np. datę wybuchu Powstania X. Nawet, jeśli kogoś to po prostu nie interesuje i po poznaniu tej daty w szkole, zapomni o niej po sprawdzianie, a czasem, z rzeczywistą stratą dla niego, jeszcze przed nim.

Innym przekonaniem mocno „zakonserwowanym” jest to, że zaawansowana matematyka (poza mnożeniem, dzieleniem, odejmowaniem, dodawaniem, tabliczką mnożenia, kolejnością działań) jako jedyna bardzo efektywnie ćwiczy myślenie logiczne i abstrakcyjne. Oczywiście, że znajduje ona gorących fanów- natomiast inni, zaciekawieni innymi, tak samo logicznymi dziedzinami, logikę ćwiczą na, choćby, biologii, gdzie mamy różne odniesienia, np. wzajemne relacje między narządami wewnętrznymi. Jest to coś ścisłego, ponieważ nie zmienimy naszym kaprysem zasady wytwarzania enzymów przez jamę ustną. Określenie, że ktoś nie ćwiczy logiki równie dobrze za pomocą np. chemii, niż ten, który robi to z pomocą matematyki, ma tyle samo sensu co stwierdzenie, iż człowiek nie jedzący ziemniaków, ale konsumujący mnóstwo kukurydzy, ma nietolerancję na skrobię. Wiadomo przecież, że zarówno ziemniaki, jak i kukurydza skrobię zawierają, a któregoś z tych produktów natury można po prostu nie lubić i mieć do tego prawo.

Dzisiejsza sytuacja jest pod tym względem wyjątkowo absurdalna- przynajmniej w Polsce. I choć za edukacją szkolną istnieją mocne argumenty, konieczność zdawania matematyki na maturze przez kogoś, kto chce iść na studia dziennikarskie, lub zdawanie języka polskiego przez pretendenta do studiów ekonomicznych, obala sam fakt istnienia Internetu. Jeśli ktoś czegoś nie wie, w każdej chwili może się nim posiłkować- choć bywa tak najczęściej, ponieważ maturzyści zapominają większości wiedzy wykutej na maturę.

Generalnie, obecny kształt edukacji, w którym można byłoby długo wyliczać absurdy, nie jest uargumentowany racjonalnie. Definitywnym argumentem za nim jest zdanie: „a kto to widział, żeby było inaczej”? Albo też: „jak dotąd tak było i jakoś nie jest źle”. Ludzie jednak mogą posługiwać się właśnie myśleniem abstrakcyjnym- stąd mimo, że śrubokręt nikomu nie szkodził, wynalazek wkrętarko wiertarki okazał się jeszcze lepszy. A chyba o usprawnianie realiów nam chodzi.

Konserwatyzm to jedna z wielu niedoskonałości świata. Ich źródłem jest niedoskonałość samych ludzi, także tych ustalających zasady, prawo. Czasem też chodzi o daleko idącą niedoskonałość moralną, która świadomie przyczynia się do absurdów w rzeczywistości. Z tej przyczyny możemy stworzyć podział na rzeczy ważne i pilne.

Rzeczy ważne to te, które spełniają wszystkie warunki liberalizmu opisane wyżej, a więc mające sens choćby z tego powodu, że przynoszą szczęście jednostce i są przydatne innym jednostkom.

Natomiast rzeczy pilne to z grubsza te wszystkie, które niekoniecznie mają sens- ba, mogą być jakąś brednią totalną, ale rekomenduje je władza i stąd, pod groźbą restrykcji, lub w najlepszym przypadku kiepskiego poziomu życia, należy się za nie zabrać i załatwić te sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz