sobota, 17 lipca 2010

To, co wkurzyło Palikota- trochę za bardzo.

To, co mieliśmy okazję usłyszeć z ust Jarosława Kaczyńskiego podczas jego publicznego wystąpienia zaraz po ogłoszeniu wstępnych wyników drugiej tury wyborów, poraziło mnie całym ogromem specyficznej mentalności prezesa PiS, jak i również tej, w której spowita jest cała ta formacja polityczna. Kaczyński wspomniał bowiem o swoim zmarłym bracie Lechu i pozostałych ofiarach Smoleńskiej katastrofy. Niewątpliwie, te 96 osób, które zginęły 10 kwietnia 2010 roku to wielka tragedia. Z tym, że prezes Jarosław Kaczyński powiedział o ich „męczeńskiej śmierci.”

Śmierć pod Smoleńskiem męczeńską śmiercią nie była- o takiej możemy mówić dopiero wtedy, gdy mamy połączone ze sobą dwa elementy- mocne liczenie się przyszłej ofiary ze śmiercią, bądź też całkowita jej świadomość połączona z misją, którą wykonuje i która jest na tyle ryzykowna,
że pociąga za sobą sporą możliwość śmierci, lub jej nieuniknioność.

Wszyscy męczennicy obojętnie, spod jakiego sztandaru, choć może zabrzmieć to słownikowo, spełniali oba te kryteria. Św. Piotr, ukrzyżowany głową w dół w roku ok. 67, który głosił nauki Jezusa w czasach, gdy chrześcijaństwo było młodą sektą zagrażającą panującemu politeizmowi-
św. Szczepan, ukamienowany ok. roku 35. Nie chodzi tu z resztą jedynie o chrześcijaństwo-
choćby Kazimierz Łyszczyński, który za jawnie zadeklarowany ateizm został w 1689 roku ścięty,
a następnie spalony na stosie. Wszyscy Ci ludzie mieli świadomość, że głoszą niepopularne poglądy
i że mogą zapłacić za to własnym życiem.

Każda męczeńska śmierć ludzi wrażliwych zmusza do myślenia, ponieważ oddanie swojego życia za poglądy może być wzruszające, ale w świetle humanizmu nie powinno mieć miejsca. Oceniamy to dziś pod kątem pluralizmu- jako zaprzeczenia dogmatyzmu i totalitaryzmu. Patrząc przez ten pryzmat zdajemy sobie sprawę, iż męczennicy to w gruncie rzeczy smutna nauczka na przyszłość- ponieważ nikt nie powinien być zabijany za poglądy, które wyznaje i głosi. Totalitaryzm, brak pluralizmu- to pewna patologia, której nieszczęśliwym skutkiem mogą być ofiary spod przeróżnych szyldów.

Mowa więc o ofiarach katastrofy smoleńskiej jak o męczennikach może sugerować, iż istotnie miały one misję- misję przypominania o zbrodni katyńskiej. I choć nie liczyły się one ze śmiercią- coś je uśmierciło. Przy ofiarach męczeńskich zawsze mieliśmy do czynienia z oprawcą nie znoszącym sprzeciwu. Kto jest nim w tej sytuacji? Tutaj przychodzi nam z pomocą chrześcijańska koncepcja ofiary- koncepcja religii, która, można powiedzieć, wręcz wyrosła na czczeniu skutków patologii, lub nawet patologii samych w sobie, choć można powiedzieć, iż patologia patologię rodzi.

Bóg ma bowiem nieskończoną władzę i może ludźmi swobodnie manipulować- i tak wie lepiej, co dla nich dobre. Poprzez Jezusa dał rzekomo znak, że krwawa ofiara jest wręcz niezbędna- nie dało się inaczej „odkupić grzechów ludzkości”, choć przecież Jezus jako bóg i tak zmartwychwstał i spokojnie chodził w swoim poranionym ciele, jak można sądzić, nie odczuwając bólu. Nie chodzi tu o mit- lecz o to, jaką aksjologię wpaja do głów. Otóż krew jest potrzebna, by cokolwiek wywalczyć, cokolwiek wyprosić. A przecież z doświadczenia ludzkiej cywilizacji wynika, iż o pluralizm zabiegamy o to, by wspólnie dążyć do prawdy dyskutując i mając prawo do własnych poglądów, bez obaw, że zostanie się za nie zamordowanym. Ofiara męczeńska, choćby nie wiem, jak wzruszająca, jest w gruncie rzeczy konsekwencją patologii, którą w większości państw świata udało się wyeliminować.

W świetle katastrofy smoleńskiej i słów pana Kaczyńskiego przychodzi na myśl, że to miłosierny bóg upatrzył sobie te 96 osób na ofiary- ofiary na rzecz doniosłej i niezwykle istotnej prawdy o Katyniu.
Bez cienia obłudy można zatem stwierdzić, iż osoby te bóg uśmiercił właśnie po to, by przypomnieć
o okrutnym uśmierceniu innych ludzi, w 1940 roku. Nie widzę tu niestety jakiejkolwiek logiki, lecz podwójne standardy moralne, tkwiące tak głęboko w indoktrynowanym umyśle, iż nie sposób się nad nimi zastanowić. Taki bóg to przecież bóg okrutny- i powinno się go oskarżać z większą zaciekłością, niż niedoskonałych Rosjan, którym ideologia Stalina wyprała mózgi.

To, iż ofiary są nadal potrzebne i bardzo wzniosłe- to patologia myślenia. Na tym niestety bazuje całe chrześcijaństwo, gloryfikując chociażby cierpienie, czy ubóstwo. Rzecz jasna wszystkie elementy życia tworzą całość i każdy z nich ma ciemne i jasne strony- jedna sprawa ciemnych stron ma więcej, druga mniej- lecz jest to jak sądzę, tak oczywista sprawa, że powinna jasno przeciwstawiać się jakiejkolwiek apoteozie, czy gloryfikacji- tym bardziej wobec zjawisk, które są nieodzownym skutkiem niedoskonałości w życiu społecznym, politycznym, gospodarczym. Ubóstwo, de facto- bieda- to jedna z wielu patologii, którą powinno się zwalczać. Nie chcemy, jako ludzie zdrowi na umyśle, trwać w ubóstwie,
i współczujemy tym, którzy w nim żyją, dlatego organizujemy choćby pomoc charytatywną. Ludzie zdrowi nie lubią również cierpieć, i jako istoty z empatią, nie życzą cierpienia innym ludziom. Bowiem cierpienie to także patologia, a zarazem jej konsekwencja- bierze się z niedoskonałości. Świat doskonały nie jest, lecz powinniśmy go raczej udoskonalać. Cierpienie jest jedynie skutkiem różnego rodzaju ułomności, więc jest szalonym wnioskiem, że należy mu się cześć.

Patologia rodzi patologię- cierpiętnictwo, mesjanizm, asceza- one pociągają kolejne- chociażby celibat. Myślenie
o człowieku jako bycie zupełnie rozdartym między duszą i ciałem- to szalone, niebezpieczne idee.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz