Jeden z dyskutantów, jak sam przyznał, były ateista, bronił w imię „pluralizmu, wolności i tolerancji” wieszania krzyży w klasach, podkreślając, że składający petycję nie doceniają jego znaczenia.
Błagając również wolności dla katolików i manifestowania publicznie swoich poglądów.
Z osłupieniem wpatrywałem się w monitor i zastanawiałem się, czy ten człowiek sam wie, co mówi. Nikt nie zabrania katolikom manifestowania swojej wiary- czy to publicznie, czy prywatnie, o ile możliwa jest „prywatna MANIFESTACJA”. Po drugie, wolność nie należy się jedynie katolikom, ale również innym wyznaniom i osobom niewierzącym. Wolność jest- każdy może wierzyć w co chce i mówić o tym otwarcie- każdy może też robić to, co uważa za słuszne, o ile jego działania nie krzywdzą i nie dyskryminują innych. Wieszanie krzyży w klasach to symboliczna dyskryminacja osób nie-katolików- daje wolność katolikom, godząc jednak w wolność innych, więc nie jest już właściwie wolnością, a rozpuszczeniem i przyzwyczajeniem się do nadmiernych przywilejów.
Krzyż ma takie znaczenie, jakie mu się przypisuje- jest jednak przede wszystkim symbolem katolicyzmu. Taki, jaki wisi w klasach, jest symbolem tej religii, i nie żadnej innej- protestantyzmu, anglikanizmu, czy jakiegokolwiek innego wyznania. Wmawianie sobie innych interpretacji i konotacji innych, niż religijne, to właśnie nic więcej, jak oszukiwanie siebie i innych. To tak, jakby złodziej przekonywał, że jego kradzieże są czymś więcej, niż kradzieżami, bo dzięki nim wspomaga finansowo swoją rodzinę. Wielu ludzi ma sentyment do krzyża, ponieważ walcząc o wolność religijną, a właściwie obrządkowo-sentymentalną mieli go na uwadze. Ludzie nieprzekonani do religii, w tym katolickiej, widzą w nim jednak coś więcej- kojarzy on się z katolicyzmem, a katolicyzm oprócz kolęd, wigilii, zaadoptowanej pogańskiej choinki, pieśni, miłego papieża i niedzielnej atmosfery ma również mnóstwo ciemnych kart. Osobom niewierzącym krzyż bardzo często jest symbolem… katolicyzmu, co chyba nie jest dziwne, a ten to dla nich uosobienie dogmatyzmu. Ciemne karty Kościoła są też dziedzictwem historycznym, więc należy się trochę obiektywizmu. Krzyż tak naprawdę nie jest obojętny- tak samo, jak komuś może się kojarzyć dobrze, tak komuś ma prawo kojarzyć się źle. Istnieje prawo do manifestacji swoich skojarzeń i wszelkich poglądów, ale nie poprzez ostentacyjne wywieszanie w każdej klasie symbolu dominującej religii, czy innego systemu idei. Poza tym każdy wierzący może nosić na szyi swój symbol i dyskutować na tematy światopoglądowe oraz mieć swoje zdanie. To jest wolność. Nie liczy się to, ilu jest wyznawców tej, czy innej religii, albo ilu jest ateistów. Demokracja to władza ludu- jest to faktem, ale lud powinien się wzajemnie szanować. Mając to na uwadze, żadna część ludu nie powinna oczekiwać od warstwy rządzącej, by ta dawała przywileje im, odbierając je drugim. Politycy powinni reagować na wszelki rodzaj dyskryminacji, a poza tym dbać o to, co wspólne dla wszystkich, czyli np. dobry poziom życia obywatela. Religie zazwyczaj zakazują robienia czegoś, tak więc ustalając prawo do rzeczy zakazanych przez religię nie sposób naruszyć wolności ludzi wierzących- ponieważ nie zmusza się ich do korzystania np. z metody invitro, skoro wiara im zakazuje. Nie zauważam natomiast próby wprowadzenia wolności do zabójstw, albo kradzieży, ponieważ szeroko rozumiana uczciwość jest fundamentem dla wszystkich ludzi. Tylko religia może wymagać czegoś, co nie jest związane z moralnością, ale ustalone pod kątem dogmatów.
Jeśli wiara jest wystarczająco silna, a Pan Bóg jest wszędzie, również w sercach wierzących, niepotrzebne jest wywieszanie wszędzie symbolu ich religii. Niepotrzebne jest wprowadzanie np. zakazu sprzedaży prezerwatyw. To test wiary. Jeżeli jest mocna, mimo prawnych możliwości, oni nie zdobędą się na korzystanie z rzeczy zabronionych przez religię. Czyżby jednak krzyż był ostatnim bastionem katolicyzmu? Zdaje się, że tak. Statystyki wyraźnie pokazują, że większość Polaków godzi się wbrew naukom Kościoła na invitro, środki antykoncepcyjne itp. Tak, jak w czasach wynalezienia środków przeciwbólowych, nie zgadzano się z papieżem potępiającym je. Chrześcijańskie wartości- mieszanka miłosierdzia z wizją piekielną dla innowierców, niewskazanym myśleniem, gloryfikacją cierpienia i hamowaniem wszelkiego postępu- to zabójcza mieszanka, która staje się coraz mniej zabójcza, bo ludzie z reguły wyłuskują z chrześcijaństwa to, co dobre, a odrzucają wsteczną resztę. Wtedy co nam zostaje? Idee antyku, które z resztą Jezus przyjął, ale nieco zmodyfikował wymyślając ognie piekielne i wydłubywanie oczu. W takim razie, katolicy broniąc krzyża bronią pokazowości i swoich etykietek, bo tylko one im pozostały. Tak, czy siak, wraca do nas humanizm i otwarcie na to, co dla nas wszystkich wspólne- a tym elementem nie jest facet wiszący na dwóch belkach, który z rozkazu miłościwego stwórcy świata, koniecznie musiał być torturowany i zabity, a my mamy czuć się winni za wszystko, co Kościół uzna za grzech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz