niedziela, 15 sierpnia 2010

Obłeże...

I co ja mam biedny poradzić? Jak wytłumaczyć sobie ten nieszczęsny los? Dlaczego to spotkało właśnie mnie? Dlaczego obudziłem się już o wpół do szóstej, co w moim trybie życia jest nienormalne, a pod wpływem wkurwienia się zaistniałą sytuacją musiałem zapalić papierosa, który, jak to bywa z niewyspanymi oczami, drażnił je dymem, aż myślałem, że mi wypłyną z oczodołów?
Czy to złośliwość rzeczy martwych, czy raczej któryś z bogów ukarał moją butę, powodując pęknięcie jednej z zardzewiałych rur doprowadzających mi wodę do łazienki? Te pytania są głupie. Wiem. Po prostu ucząc się do późnej godziny nocnej testów z prawa jazdy na kategorię b i planując pobudkę około godziny jedenastej by być wyspanym na dzisiejsze jazdy, nie uwzględniłem pewnej, możliwej przecież okoliczności- pęknięcia rury. Ta okoliczność zmusza mnie do pełnienia warty w mieszkaniu. Póki co, Pan z zakładu komunalnego sprawdził tylko stan sytuacji w moim mieszkaniu, odsunął niemal nieodsuwalne, drewniane schody na korytarzu, dostał się do zaworu i zakręcił dopływ wody do tak mojego, jak i sąsiedzkiego mieszkania, by uniknąć jeszcze większego zalania mojej łazienki i urzędu poczty, który znajduje się pod moim mieszkaniem. Czy ma sens, kłaść się teraz do łóżka, skoro za godzinę lub dwie, nie wiadomo dokładnie, ten Pan przyjdzie jeszcze raz, niewykluczone, że z zespołem pomocniczym, i decyzją rady, będzie rozkuwał ścianę w mojej łazience celem naprawienia kilkudziesięcioletniej, zardzewiałej rury? A co, jeśli sen będzie tak twardy, że nawet nie usłyszę dzwonka do drzwi? Allachu, ale mam ciężkie ręce. Ale bym se pospał. Znaczy się, już jakby mniej, bo kawę wypiłem i dwa papierosy wypaliłem. Co tylko wprowadziło mnie w taką nerwicę- że niby bym się wyspał, ale już nawet bym łatwo nie zasnął. Zbyt dramatyczne okoliczności i nienaturalna ingerencja w układ nerwowy oraz krwionośny substancjami pobudzającymi.
Czy użalam się nad sobą? Bynajmniej! A nie mam prawa? Tutaj gra rolę czynnik ludzki! To nie złośliwość rzeczy martwych- pewnie, że nigdy nie wiadomo, kiedy efekty zaniedbania się „zemszczą”, ale wiadomo, że kiedy ma miejsce zwykłe dziadostwo, zbiera ono swoje żniwo w tym, czy innym czasie. I całe szczęście mogę tylko w ten sposób odnosić się do tej pechowej dla mnie sytuacji. Żaden bóg nie chciał mnie ukarać, mimo, że dziś miałem mieć trzy ostatnie godziny jazdy, a jutro egzamin teoretyczny i praktyczny. Mimo, że dziś miałem być wypoczęty i skoncentrowany na jeździe, żeby przećwiczyć i utrwalić to, co jeszcze szwankowało. Byłem pewien- czułem, że będąc wypoczętym i najedzonym, będę w stanie to zrobić i we wtorek zdać ten cholerny egzamin. Jednak przyznaję, że moja waleczna dusza gówno ma do gadania, bo niestety mieści się ona w czaszce, a gdy całe ciało z głównym ośrodkiem w mózgowiu nie spełnia fizjologicznych norm funkcjonalności, nie pomogą żadne litanie, medytacje, modły, ani ściskanie jąder psa mojego sąsiada z jednoczesnym podskakiwaniem na jednej nodze. To tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz