niedziela, 22 sierpnia 2010

Potrzeba powtórzenia się.

Kardynał Dziwisz wyczuł koniunkturę. Opowiedział się za przeniesieniem krzyża do kościoła św. Anny. Cóż za odważne posunięcie! Nie boi się oskarżenia o bycie ubekiem. Jakie jest natomiast jego uzasadnienie w tej sprawie? Ano, takie, że w tamtym miejscu, kościele, krzyż znów będzie mógł ludzi łączyć, a nie dzielić. Otóż moim zdaniem istnieje na to szansa. O ile na msze w tym kościele nie będą uczęszczali tzw. obrońcy krzyża. Dodatkowo, jeśliby już bawić się w uszczypliwość, ten krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego, będąc obiektem sporów i świadkiem różnych zamieszek, nasiąkł już absurdem i grzechem. Czyż więc w kościele, krzyż ten nie będzie profanował całej reszty? Wierni będą go wszak kojarzyli z tym symbolem, który stał w miejscu szaleństwa i, parafrazując Głódzia, neurozy fundamentalistyczno-teokratycznej.

Pytanie powyżej pozostawiam do przemyślenia tym wszystkim, którzy lubią bawić się w określanie profanacji, jej stopnia i szkodliwości. Ludziom myślącym nieco trzeźwiej nie muszę zalecać niczego, bo dobrze wiedzą, że taki proceder jest jak zabawa w wypędzanie diabła.

Albo taniec deszczu.

Pozwolę sobie na małą dygresję- zabawne jest to, do jakiego stopnia duchowni, niektórzy katolicy i usłużni klerowi politycy mają chęć zaklinania rzeczywistości. Wielu z nich chciałoby nakazać krzyżowi, by symbolizował coś konkretnego. A co symbolizuje tak naprawdę krzyż? Otóż to wszystko, co kto sobie z nim skojarzy.

Z miłością dużo mocniej kojarzy mi się banalny obrazek serduszka, niźli narzędzie tortur. Owszem, katolik może zaraz mnie naprostować, oburzyć się i powiedzieć: „twoje postrzeganie jest zbyt płytkie”. Jeśli już wyłożę mu szereg argumentów za stanowiskiem, przy którym obstaję- a więc opinią, że kojarzenie sobie krzyża negatywnie ma swoje umocowanie w sensownym kojarzeniu faktów- on żachnie się tylko i stwierdzi: „ty chcesz wszystko ogarnąć logiką, a mądrość boża to o wiele więcej”.

Ma to tyle samo sensu co stwierdzenie, że ktoś płytki, a więc taki jak ja, niepotrzebnie angażuje we wszystko logikę. Natomiast niesamowicie głęboki osobnik łyknie wszystko, co mu wskaże jego doktryna religijna. Innymi słowy, umysł otwarty tak bardzo, że wleci do niego byle co.

A przecież ja nie kwestionuję faktu, że taki np. bicz dzierżony przez dominę, może być wspaniałym symbolem miłości! Tyle, że nie dla mnie, a dla sadomasochisty. Mi kojarzy się z perwersją. Cieszę się, że ktoś, kto lubi tą perwersję, nie chce mi jej narzucać i może cieszyć się swoimi narzędziami w domu.

To odnośnie specyfiki skojarzeń, które odsyłają nas z kolei do symboliki. Symboliki nie da się zamknąć w ramkach.

Oczywiście, że nie oburza mnie widok bicza widniejącego na wystawie sex-shopu. Podobnie nawet nie oburzają mnie dewocjonalia na wystawie. Użyję może innej paraleli- choćby bicz stał w środku miasta…. Nie!!! To zupełnie bezsensowna i nierealna analogia. Nikt nie zamierzałby… ekhm… stawiać takiego bicza, bo nie ma rozbudowanej religii, czy ideologii sadomasochistycznej!!! Chyba…

W każdym razie, łatwo jest chyba zrozumieć, iż światopogląd i z nim związane symbole, to temat drażliwy. Symbole odnośnie religii, czy ideologii, mogą być szalenie sugestywne. No, a skoro Polska to Polska, a nie Katoland…

Obywateli łączy kraj, w którym żyją. Robi to tym lepiej, im silniej stawia na neutralność światopoglądową, nie afirmując nawet wyraźnie dominującej ideologii. Choć oczywiście, cywilizowanie Polski pod tym względem traktuje się jako atak. To tak, jakby dwóch ludzi siedziało w strasznie śmierdzącym pomieszczeniu, ale się do niego przyzwyczaili. Jak zareagują, gdy jakiś koleś przyjdzie z zewnątrz i powie, że strasznie wali?

Uznają go za czubka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz