środa, 2 czerwca 2010

Komentarz byłby za dłuuugi... (czy wszelka wiara jest irracjonalna?)

Nie wiem, czy którykolwiek z komentarzy był polemiką do mojego, a szkoda, bo liczyłem na nią. Moim zdaniem niepotrzebnie uwłacza się słowu „wiara”, ponieważ nie ma ono wydźwięku pejoratywnego i nie powinno go raczej mieć. Owszem, może się trochę źle kojarzyć racjonalistom i ateistom (sam jestem jednym i drugim), ale w końcu nieracjonalna jest ocena na podstawie skojarzeń, czy symboliki (na tej bazie tworzą się wszak mity). Myślę, że istotnym i przejrzystym rozróżnieniem jest postawienie naprzeciwko siebie wiary i wiary religijnej, a ogólniej- wiary w nadnaturalne, takiej, jak wiara w astrologię, homeopatię itd. Ogólnie bowiem wiara ma to do siebie, że często bywa stanem, który sytuuje się pomiędzy stanami niewiedzy i wiedzy. Właśnie takie etapy zauważamy w nauce. Rzeczywiście, to wiara, choć niezupełnie oderwana od rzeczywistości, bo mająca za sobą pewne przesłanki, pomaga naukowcom w tworzeniu różnych hipotez. Póki jednak hipoteza jest hipotezą, żaden człowiek nie patrzy na nią inaczej, niż jak na hipotezę. Można co prawda być gorącym zwolennikiem którejś z nich- np. tej, że to nie klimat, a asteroida przyczyniła się do wyginięcia dinozaurów. Jednak nawet, jeśli jest się jej zwolennikiem, nikt nie rozstrzyga na jej podstawie innych faktów, ponieważ mimo wszystko ma się świadomość, że hipoteza ta nie musi odpowiadać faktycznemu stanowi rzeczy. Tak więc wiara jest tutaj obecna, ale nie jest rozstrzygająca, a jest jedynie środkowym etapem- wiara tutaj nie udaje więc, że jest wiedzą.

Natomiast wiara religijna, jako jedna z wielu wiar w ponadnaturalne, zdaje się być dla wierzących rozstrzygająca i wyznawcy posługują się nią jak wiedzą. Postępują zgodnie z nią, tak, jakby była ona już pewnymi faktami. Tyczy się to zarówno religii, jak np. astrologii, ponieważ mimo, że nie ma na jej słuszność absolutnie żadnych dowodów, jej wyznawcy są gotowi układać swoje życie pod jej dyktando. Moim zdaniem wynika to z faktu, że jakiekolwiek mnożenie bytów ponad potrzebę (patrz brzytwa Ockhama) zaciemnia zupełnie obraz sytuacji i prowadzi do takich właśnie wypaczeń.

Gdy nie mamy dowodów na naszą wiarę, nie jest to przeszkodą, gdy wiara ta w swoich założeniach tych dowodów nie potrzebuje. To cechuje każdą wiarę w ponadnaturalne. Postulując istnienie i działanie jakiejkolwiek siły ponadnaturalnej, automatycznie uznajemy, że wszelkie świadectwa empiryczne i zjawiska naturalne, łącznie z podstawowymi prawami fizyki, czy chemii, mogą zostać złamane, gdy tylko owa siła w jakiś cudowny sposób zadziała. Taka wiara posługuje się naszą zawodną ludzką intuicją powiązaną mocno z myśleniem życzeniowym i to je traktuje jako punkt obserwacyjny. W każdym przypadku może lekceważyć racjonalne przesłanki, czy wręcz dowody przeciwstawne, ponieważ postulat siły nadnaturalnej jest obliczony na to, by zawsze cudownie wykaraskać się z niewygodnych okoliczności. Gdy rozkładamy te wierzenia i interpretacje zdarzeń na świecie dokonywane na podstawie owych wierzeń na czynniki pierwsze, zauważamy wnet ich cechy wspólne, a zarazem ich szkodliwy wpływ na społeczeństwo. Ludzie różnych wiar w nadnaturalne, wierząc w coś innego, używają dokładnie tych samych mechanizmów psychologicznych odznaczających się lekceważącym stosunkiem do metod racjonalnych. Tak jednak, jak nie potrafią racjonalnie ocenić swojej wiary i praw rządzących światem, tak nie za bardzo garną się do spostrzeżenia, na jakich zasadach funkcjonuje ich, jak i wiara wyznawców odmiennych wiar. Skrajnym skutkiem tej sytuacji są konflikty zbrojne, ponieważ dwie grupy ludzi wierzą w sprzeczne ze sobą rzeczy, choć żadna z nich nie ma na słuszność swoich wierzeń dowodów.

Moim zdaniem fakt, że nawet ateiści umieją traktować daną osobę jako zupełną wyrocznię, wynika
z podobnych mechanizmów psychologicznych. Jest to dla mnie cokolwiek dziwne, lecz nie jestem do końca pewnym, na ile taki ateista jest w stanie zawierzyć swojej „wyroczni” i jak to może się objawiać. Sądzę, że gdyby zawierzenie słowom świeckiej wyroczni miało rozstrzygać o sytuacji na ostrzu noża, żaden ateista, który do ateizmu doszedł samodzielnie, tzn. poprzez obserwacje i myślenie, nie byłby tak pewny co do tej „wyroczni”. To dlatego, ponieważ aby dojść do ateizmu refleksyjnie, niezbędny jest właśnie racjonalizm. Człowiek, który posługuje się racjonalnym myśleniem, tak naprawdę wyroczni mieć nie może, choć z pewnością ironicznie może stwierdzić, że ten, czy ktoś inny jest dla niego w jakiejś dziedzinie takowym najwyższym autorytetem. Ironicznie, acz niepotrzebnie. Tym bardziej, że przeciętny ateista nie musi być naukowcem, więc trudno o jego wielki obiektywizm, gdy ma ufać jednemu, lub drugiemu naukowcowi. Może ich stwierdzenia na temat moralności i etyki są w stanie zdobyć u ateisty duży szacunek, lecz z reguły opierają się na takich aksjomatach, że nie może być od nich opacznych odstępstw, bo nie sposób opacznie ich zrozumieć. Tak więc racjonalista-ateista, który np. bardzo szanuje Senekę za jego sentencję: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe, reszta to tylko ustalenia”, nie ma zbyt dużego pola manewru, aby z powodu tak oczywistego i konstruktywnego hasła uczynić wojenny oręż. Wręcz przeciwnie. To bowiem racjonalne, oczywiste hasło. I każdy racjonalista zreflektuje się, iż nie można kierować się nim w dalszym etapie relacji heteroseksualnych. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz