-Czujesz się Polakiem?
-Nie, czuję się człowiekiem.
-Odmawiasz Polakom człowieczeństwa?
-Nie, odmawiam człowieczeństwu podziałów.
Czym jest polskość? Technicznie rzecz biorąc, jest tym samym, co niemieckość, czy rosyjskość.
To po prostu zestaw tradycji, zwyczajów, obyczajów, określony teren, język, historia i jej świadomość- bądź też brak jej świadomości. Powstawanie polskości, niemieckości, czy rosyjskości to procesy historyczne i polegające na izolowaniu się od siebie osobników gatunku homo sapiens. To, jak posługujemy się językiem, jak komunikujemy się ze sobą, jak tworzymy więzi społeczne, jak przetwarzamy informacje- wszystkie te czynniki łączą nas jako ludzkość. Zarówno jeśli chodzi o powstawanie narodów, jak i pielęgnowanie tzw. ducha narodu- grają tu rolę dokładnie te same mechanizmy psychologiczne, typowe dla każdego człowieka. Coraz nowsze badania naukowe udowadniają, na ile mentalność narodowa uwarunkowana jest genetycznie, a na ile środowiskowo. Otóż same geny nie zawierają pierwiastka narodowego niemal wcale. Jedynym wyjątkiem są sekwencje genów, które odpowiadają za wykształcenie się odpowiednio zbudowanych narządów mowy, jakie muszą zostać dopasowane do posługiwania się dźwiękami fonetycznymi typowymi dla danej narodowości, lecz obcymi dla pozostałych. To, czy człowiek czuje się Rosjaninem, Francuzem, Niemcem, czy Polakiem- to, czy czuje się gotów zginąć „dla ojczyzny”, lub to, czy czuje dumę z tego, że jest przedstawicielem danej grupy, albo tym bardziej, czy wie coś na temat historii „swojego narodu”- każdy z tych elementów jest zdeterminowany wyłącznie środowiskowo.
Spokojnie można zatem uznać, iż żaden człowiek w istocie nie rodzi się Włochem, Amerykaninem, czy przedstawicielem jakiegokolwiek innego narodu- człowiek rodzi się po prostu człowiekiem, zaś to, czy zostanie w przyszłości szeroko pojmowanym patriotą zależy jedynie od tego, czy zostanie nakarmiony odpowiednią dawką indoktrynacji. Czy to aby nie za dosadne słowo? Oczywiście, natura indoktrynacji jest perfidna. Najczęściej odbywa się bez świadomości indoktrynujących, że uskuteczniają ten proces, a co dopiero, jeśli pytamy o świadomość tych, którzy indoktrynacji są poddawani. Jest to jednak z samej natury błędne koło, które cały czas podtrzymuje różnego rodzaju internacjonalną izolację, tworząc z pewnych instytucji swoistego propagatora „tożsamości narodowej”. Tacy propagatorzy są podczepieni pod narody z racji historycznych i trudno stwierdzić, kiedy priorytet utrzymania przy życiu tożsamości narodowej przestał być szczerym zabiegiem, a zaczął być interesem przetrwania tych właśnie instytucji. Przykładem może być tu Kościół Katolicki i Polska. Należałoby się spytać, na ile dogmatyzm tego Kościoła pomagał w rozwoju Polski ogólnie, a na ile wszczepił się w tryby tradycji kopiowanych do szeregu kolejnych pokoleń niczym wirusy, z jednej strony oferując wachlarz pięknych co do atmosfery świąt, a z drugiej strony gloryfikując cierpienie i męczeńską śmierć. Znów, nie jest to cecha zdeterminowana genetycznie i mamy szczęście, że nie jest. Wpływ aksjologii katolickiej na mentalność społeczeństwa to raczej skutek uboczny, niż przyczyna jego powszechności. Podobnie, jak można podejść do problemu religii w ogóle, w kategoriach ewolucyjnych.
Narody powstawały z różnych przyczyn, lecz generalnie, główną przyczyną tych procesów była separacja geograficzna. Nie ma żadnych wątpliwości, iż kolebką ludzkości jest Afryka- natomiast domniemanie, że w przeciągu choćby kilku tysięcy lat do separacji poszczególnych grup mogły doprowadzić najróżniejsze czynniki środowiskowe, takie, jak katastrofy naturalne, wydaje się całkiem uprawnione. Nie mamy przecież podejrzeń, iż historia z biblijną wieżą Babel jest prawdziwa, a poróżnienie językowe to skutek kary boskiej, jaką wymierzył nam Jahwe, gdy nasi przodkowie próbowali dosięgnąć swoją budowlą nieba. Na nasze (ludzi) nieszczęście, bagaż podobnych mitów o różnym pochodzeniu to dodatkowy bodziec do utrzymywania izolacji. Zawsze, w mniejszym, lub większym stopniu, prowadzi do przekonania, że w ten, czy inny sposób NASZ naród jest lepszy od TAMTEGO. Wierzący Żydzi mogą nadal żywić przekonanie, że są narodem wybranym przez boga, my zaś, że nasz kraj ma do zagrania rolę umęczonego Chrystusa. Mity- mity narodowe, religijne, czy pseudonaukowe- wszystkie są szkodliwe właśnie z tego powodu, że są MITAMI. Zawierają śladową ilość prawdy, lecz przemawiają do nas za pomocą symboliki i skojarzeń, nie zaś rzeczywistych związków przyczynowo-skutkowych, jakie rozpatrujemy wtedy, gdy posługujemy się logiką. Mity są więc szkodliwe z tej prostej przyczyny, że nie są PRAWDĄ, a w większej mierze FAŁSZEM, który bezpodstawnie podbudowuje nasze ego. Nie daje nam satysfakcji uczciwie zasłużonej, jak wtedy, gdy indywidualnie, lub społecznie osiągamy coś ważnego i korzystnego. Daje nam natomiast złudne poczucie fałszywej dumy, ponieważ aby ją poczuć, wystarczy tyle wysiłku umysłowego, ile trzeba włożyć w wysłuchiwanie nadętych bajarzy, którzy poza bajaniem nie wnoszą niczego konstruktywnego. Aby poczuć dumę narodową, wystarczy ich posłuchać i przypomnieć sobie, że jest się Polakiem/Niemcem/Rosjaninem/Litwinem. Wytwarza to komiczne konsekwencje- zdaje się, że aby być dumnym, nie trzeba osiągnąć czegoś konkretnego, za sprawą własnych starań- wystarczy, że urodzisz się na danym terenie. Co w ostateczności zależy od tego, że twoi odlegli przodkowie właśnie na tym terenie się kiedyś pojawili.
Jest to rzecz jasna duże uproszczenie, ale powinno skłaniać do myślenia. Sądzę jednak, że to właśnie geograficzne rozdzielenie było pierwotną przyczyną powstawania odrębnych wspólnot. Dopiero później zaczęły pojawiać się mity o przedstawicielach innych grup, których bazą był strach przed nieznanym. Dzisiaj fakt, że ludzkość jest jedną, wielką rodziną, stanowi fakt empiryczny, z racji postępu naukowego. Dlatego właśnie dość dobrze współgrają z tym faktem słowa Jana Pawła II- „Nie lękajcie się”.
Nie mam pojęcia, dlaczego tak wielu ludziom na obecnym etapie wiedzy nadal potrzebne są podziały na „my i oni”. Nie wiem, dlaczego każdemu człowiekowi nie wystarczy „wróg” w postaci ignorancji, który napędza te bezpodstawne w gruncie rzeczy podziały. A może mógłby być on wrogiem, gdyby do głosu częściej dochodzili kosmopolici? Niewykluczone. Wszystko, co składa się na narodową mentalność, a więc to, co zależy od indoktrynacji, prowadzi do nieszczęść. W tym różnorakie uprzedzenia i stereotypy, które funkcjonują na zasadzie bezpodstawnego przypisywania konkretnym narodom określonych cech. Predyspozycje genetyczne przypadają statystycznie tak samo w przypadku każdego kraju. To dopiero wmawianie sobie i innym cech narodowych i stereotypów na temat innych narodów, stwarza iluzję, iż rzeczywiście mamy do czynienia z poważnymi różnicami. Nic innego, jak błędne koło zlepku różnorakich tradycji i mitów konstytuuje nas w określonym sposobie myślenia. Działa to na podobnej zasadzie, co charakterystyka znaków zodiaku. Nie ma za nią żadnych dowodów i argumentów. To ludzie przyjmując te podziały za prawdziwe, narzucają sobie konkretny styl życia, cechy charakteru itd.
Jak dotąd czytelnikom może zdawać się, że demonizuję tradycje. Otóż nic podobnego. Same tradycje nie są złe tylko z tego powodu, że są tradycjami. W przeważającej części przypadków tak jest, ponieważ nie są adekwatne do obecnego stanu wiedzy. Pewne jednak tradycje same w sobie nie są szkodliwe. Katastrofalne w skutkach jest jedynie myślenie o nich w kategoriach sacrum, czego egzemplifikacją jest konserwatyzm. Tradycja nie jest czymś świętym i nienaruszalnym, ponieważ przyjęła się kiedyś i zaczęło się jej powielanie, co może trwać nawet od tysięcy lat. Nasze mózgi nie są idealne, tym bardziej, jeśli nie ćwiczymy się w racjonalnym myśleniu. Nie jest niczym trudnym pozostawanie z bagażem mitów narodowo-religijnych na własnym podwórku i stagnacja, którą wielu określa jako sukces. Sęk w tym, że może i trudniejsze, ale na pewno bardziej pozytywne w skutkach jest zweryfikowanie tego bagażu, co może skutkować odrzuceniem podziałów i większym zaufaniem do człowieka jako takiego.
Oprócz tworzenia różnych mitów na temat tak własnych, jak i innych narodów, innym szkodliwym czynnikiem jest syndrom odpowiedzialności zbiorowej, który z owymi mitami wiąże się nieodzownie. Ludzie nie potrafiąc zawrócić koła indoktrynacji, powracając jednocześnie do sedna problemu, identyfikują się jako Polacy, Rosjanie, czy Niemcy. Nie potrafią dojść do oczywistego wniosku, iż monstra takie, jak Adolf Hitler, czy Józef Stalin, nie byli źli z tego powodu, że byli Niemcami, czy Rosjanami (właściwie, Stalin był Gruzinem). Byli nimi przede wszystkim z tego powodu, że wykazywali psychopatię i potrafili pociągnąć za sobą tłumy dzięki charyzmie. Badania udowadniają, że pięć kroków do tyranii, wśród których pierwszy to właśnie separacja, to mechanizm, który potrafi przyjąć się na dowolnym społecznym gruncie, niezależnie od tego, czy przeciętni obywatele uważają się za pełnych empatii, czy też nie. Ludzie w takim razie nie dzielą się tak naprawdę na Rosjan, Niemców, Polaków itd. ale na tych, którzy umieją analizować i odrzucać podziały i na tych, którzy chętnie je przyjmują.
Dopomaga w tym także historia, której mityczna interpretacja potrafi nagiąć ją do granic zdrowego rozsądku.
W przypadku takich tragedii jak Katyń, ludzie wolą utożsamiać się z poległymi przodkami, nie myśląc o tym, iż walka o niepodległość to efekt wygodnictwa władców i prymitywnej walki zamiast chęci współpracy. Częściej solidaryzujemy się z rodakami i odczuwamy niechęć do innych narodów, których sadystyczni reprezentanci dawno już nie żyją. Czy nie bardziej korzystna jest refleksja nad tym, jak daleko może posunąć się CZŁOWIEK i jak powinno się uważać na demagogów uskuteczniających kłamliwą, dogmatyczną propagandę?
Niestety, wielu Polaków nie dość, że oczekuje przeprosin od bliżej nieokreślonej Rosji (nie wiem, czy chodzi o władze, czy każdego obywatela Rosji z osobna?), pewni Rosjanie naprawdę czują się winni za to, co zrobili ich pobratymcy. To tak, jakbym ja, ateista, wstydził się za papieża-Polaka, którego kłamliwe i metafizyczne nauki o grzeszności antykoncepcji pośrednio przyczyniły się do setek zgonów w Afryce. Niektórzy obywatele Rosji odmawiają przeprosin, choć teoretycznie uznają ich rację bytu, jakby mieli za coś przepraszać, bądź nie przepraszać. Niestety, zmarłych i zabitych ludzi nie osądzi także bóg. Nie ma tu osądu, oprócz osądu moralnego. Teraz należy zastanowić się nad kondycją ludzkości, jej sposobem myślenia. Nad naturalnymi przyczynami degeneracji, takich, jak choćby psychopatia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz