wtorek, 14 grudnia 2010

Grzeszność seksu w pigułce

Panowie mucho nie gadają o seksie- bo o seksie się nie mówi, seks się uprawia.

To chyba jasne, że nikt nie komentuje schabowych. Kotlety się robi, a następnie konsumuje.

Ot, uniwersalny szablon.

Ale czy analogia trafna? Owszem. Oczywiście pod warunkiem, że jest się odpowiednio grzesznym- wtedy seks spokojnie można przyrównać do jedzenia. Wszak już prekursor purytanizmu Dżizes mawiał, iż nawet spojrzenie (pożądliwe) na kobietę, jest ogromnym grzechem.
Kobieta zostaje w ten sposób zgwałcona, całe szczęście tylko w wyobraźni.

Nasz katolicki naród właśnie z tej przyczyny stanowi swoisty ewenement. Co drugi mijany na ulicy facet wspomaga się psem z powodu braku narządów wzrokowych. Co trzeci pozbawiony jest ręki, choć nie likwiduje to nadal ryzyka grzesznych występków. Rzadko zdarzają się przecież bohaterowie zdolni bez pomocy jednej łapy uciąć sobie drugą.

I tak, wśród oparów kadzidełkowego absurdu, docieramy do sedna. Albowiem brak oczu oraz rąk jest równie metaforyczny, co porażające mądrością przesłanie Dżizesa. Biedaczek zapomniał niestety, iż ostatecznym źródłem grzechu jest notabene… mózg. Ale w końcu- jeśli ktoś bierze sobie do serca słowa Dżizesa, brak wspomnianego narządu niebezpiecznie traci na alegoryczności…



No, ale do rzeczy. Tak, do rzeczy- które nomen omen, trzeba w końcu kiedyś zdjąć. Z siebie, z kogoś, a nierzadko i z siebie wzajemnie. Trzymając się wiernie zasady w myśl której o seksie się nie gada, postanowiłem nieco o nim napisać. Że tak górnolotnie skrobnę, kultura chrześcijańska zbombardowała nas idiotycznym podejściem
do seksualności człowieka. Pozostawiła po sobie miny, które, gdy nadepnie się na nie, robią z homo sapiens dwie połowy. Jedną połową jest jego zupełnie niematerialna dusza, drugą zaś- doczesne i grzeszne ciało. Brak jest tutaj koordynacji- albowiem tak, jak jajecznicę powinno się jeść wyłącznie ze smażoną cebulką- tak seks wolno uprawiać jedynie w najgłębszej miłości, z formalną małżonką, w celu prokreacji, bez kombinacji, najlepiej po ciemku oraz z zasłoniętym obliczem zawsze dziewicy.



I kto tutaj instrumentalizuje seks?!

Chrześcijaństwo, przypisując przyrodzie boskie autorstwo, podobnie jak inne aspekty życia, seks sprowadziło do wąskiej definicji z jedynym celem. Dobrze, że obok narządów płciowych restrykcjami nie zostały objęte pozostałe- nie wyobrażam sobie używania rąk wyłącznie w celu noszenia zakupów, nóg tylko do chodzenia, a mózgu jedynie do płodzenia sarkastycznych felietonów podobnych do tego, który teraz czytacie.


„Seks jest niezwykle ważny”- ktoś powie. Rzecz jasna! Generalnie seksualność jest kluczem. Gdyby nie penis i wagina, nie byłoby nie tylko ludzkości! Ale idźmy dalej- lapidarnie rzecz ujmując, w seks człowiek angażuje o wiele więcej narządów i mięśni; mało tego, bierze w nim udział również wypełniacz czaszki!


Ech, ta szatańska biologia. Przez nią człek uświadamia sobie, że jest zdeterminowany
do przekazywania dalej genów. Na dodatek nie ma chęci na czczenie bóstwa-ewolucji, które działa nazbyt często ślepo. Zachęca do rozmnażania się poprzez seksualną przyjemność i rozwija mózgownicę do tego stopnia, że człowiek nie musi martwić się przeludnieniem planety.

Chciałoby się rzec: nie banalizujmy seksu! Wszak jest w nim mnóstwo piękna. Nie jest to sfera na tyle złożona, by nie móc jej ogarnąć, ale na tyle, aby podziwiać ją i takie tam. Na pewno nie tylko ja widzę stan pośredni pomiędzy totalną dżunglą a podświadomym poniżaniem seksualności.

Śmiercią naszego gatunku nie warto natomiast się przejmować. Antykoncepcja i homoseksualizm pojawiły się wieki wieków przed celibatem księży.

2 komentarze:

  1. Cześć Tadkunorku :)

    To już nawet księżą przytomnieją, jeśli chodzi o ten seks. Przykładem jest ten franciszkanin z Polski co to napisał dość pikantną w szczegółach pochwałe seksu. Mimo że dużo w seksie dopuszcza i do seksu zachęca, to niestety... seksu w małżeństwie li tylko. Więc zarzucanie chrześcijaństwu niechęć do samego seksu jest nienadążąniem za zmianami które w samym chrześcijaństwie się dokonują. Natomiast antkoncepcja i homoseksualizm... to wciąż ciemnogród. Ale nie tylko wśród chrześcijan czy muzułmanów, ale niekiedy wśród ateistów też :(

    A wspominając tego franciszkanina na koniec, to warto dodać że media nazwały go "chrześcijańskim Osho" - nawiązując do pewnego guru hinduskiego który w państwie purytan (USA) głosił przed laty wolny seks i... kontrataku purytan nie przeżył... Co będzie z naszym macho-franciszkaninem? Cóż, jedną nogą stoji już w jaskini lwa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Grundmanie- zmiany w chrześcijaństwie co do spojrzenia na seks niestety nie zachodzą. Zachodzi tylko obłuda większości chrześcijan. Z resztą piszę tutaj konkretnie o katolicyzmie- a owo "zbombardowanie" dotyczy historii, stąd ogólnie "chrześcijańskie podejście".

    Pojedynczy zakonnik niczego nie zmieni- z resztą punkt widzenia i tak zasadniczo jest ten sam. Podobnie jak Hołownia- generalnie keine Revolution, ale styl to ma rześki, luźny i młodzieżowy. ;)

    OdpowiedzUsuń