Jest coś, co w postawie Jarosława oburza mnie szczególnie- choć jego obecną strategię polityczną ciężko jest ująć w jednym słowie. Żadne nie wyczerpywałoby bowiem formuły, jaką prezes PIS-u stosuje, choć w oczy rzuca się przede wszystkim całkowita niezdolność, bądź też niechęć do dialogu
z adwersarzem politycznym. Widzimy czysty fakt- Jarosław Kaczyński, jeśli występuje już w mediach, to bardziej raczej udziela wywiadów, czy prowadzi monolog, niż debatuje, i -co warte podkreślenia, czyni to tylko w mediach wyraźnie mu przychylnych, takich jak radiowa Trójka, czy też Telewizja Publiczna. To tylko moje przekonanie, lecz ciężko jest mi uwierzyć, iż żadna inna stacja, czy radiowa, czy telewizyjna prezesa nie zaprasza, skoro wiele z nich (choćby TVN24, czy Polsat News) proponują wizyty w studiach także politykom Prawa i Sprawiedliwości. Prawdopodobnie jest to celowe działanie, którego grupą docelową jest żelazny elektorat PIS-u- fakt nieobecności Kaczyńskiego wytwarza klimat ogólnej nieżyczliwości wobec określonych mediów, zdefiniowanych przez prezesa wielokrotnie jako media wrogie- nie tylko jemu i PiS-owi, ale również interesom Polski.
Brak dialogu z udziałem Jarosława Kaczyńskiego uwidacznia się również na płaszczyźnie stricte politycznej- co nie dziwi w momencie, gdy prezes udzielając monologu dla internetowego prawicowego portalu wrzucił całą Platformę Obywatelską do worka z podpisem „chamy”, głównie
na podstawie rzekomych incydentów w restauracji sejmowej. Zawartość tego worka zdaniem Kaczyńskiego nie nadaje się nawet do recyklingu, ponieważ jest zawartością toksyczną
i „zdegradowaną”- żadnego słowa pochwały, żadnego zastrzeżenia, że się nie generalizuje-
to wszystko świnie, które „powinny raz na zawsze zniknąć z polskiej sceny politycznej”.
Oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem premiera obecnego rządu-Tuska i niedawno wybranego prezydenta Komorowskiego. Czy prezes Kaczyński kontestuje w ten sposób zasady demokracji?
To pytanie pojawiało się nad wyraz często.
Na tyle często, że chciałoby się zadać o wiele bardziej kluczowe.
Mam otóż na myśli wspomnianą na początku zdolność, lub chęć do dialogu.
Czy dla Jarosława Kaczyńskiego coś takiego istnieje? Wszystko, co aktualnie wyczynia, nosi znamiona nastrojów rewolucyjnych, jak i również ciągot w stronę anarchii, gdy akurat nie dzieje się po jego myśli. Rozdział Kościoła od państwa nie jest dla Jarosława rzeczą istotną, w zasadzie można ją pominąć; bez zająknięcia (nawet mlaśnięcia) domaga się na swojej manifestacji na Krakowskim Przedmieściu poparcia ze strony tej instytucji; prezes PiS-u udowadnia, że pod znakiem krzyża można zrobić dosłownie wszystko, łamiąc prawo budowlane oraz mając za nic subtelny zapis w konstytucji który wyraźnie mówi, że Polska sektą nie jest, a miejsce tak sugestywne dla kraju oznaczone konkretnym symbolem religijnym tworzy klimat państwa wyznaniowego.
W tym kontekście słowa „prawo i sprawiedliwość” zamieniają się w swoje antonimy, lecz najwidoczniej nie tworzy to dysonansu w głowie prezesa. On nie jest zdolny do dyskusji-
więc tym bardziej nie chce jej. Czy coś stoi na przeszkodzie, by tak jak obiecywał, zakończyć wojnę polsko-polską i przejść do meritum w formie cywilizowanej? Dlaczego nie udzielać się we wszystkich możliwych mediach konwersując z politykami różnych partii, by wyłuszczyć swoje racje i przedstawić warstwę merytoryczną? Jarosław Kaczyński doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że kiedy wypowiada ostre stwierdzenia o „kondominium rosyjsko-niemieckim”, gdy deprecjonuje politycznych oponentów i gdy chodzi ze swoimi sympatykami z pochodniami po mieście,
media będą pokazywały właśnie to.
Napisałem o oponentach- a tego słowa w zasadzie nie powinno się już używać; przynajmniej
w odniesieniu do stosunków między PiS-em, a resztą sceny politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem PO. Jeśli Jarek obarcza ich nie tylko politycznie, ale i moralnie, to Platformersi
nie są już oponentami. Są po prostu wrogami- niegodziwymi ludźmi, z którymi, wbrew hasłu Jana Pospieszalskiego, nie warto rozmawiać. Wskazane jest natomiast ciągłe pomawianie ich o spisek
z Rosją, czego efektem miał być zamach na prezydenta. Czy dokładnie takie słowa wypowiedział Jarosław? Oczywiście, że nie- choć nic nie stoi w tej materii na przeszkodzie.
Wystarczą z resztą wyraźne insynuacje. One mają w zasadzie zastąpić śledztwo: oni prawdę już znają i nie potrzebują solidnych dowodów, w zupełności wystarczą poszczególne fakty dające zlepić
się w spójną całość, niczym metafory w Apokalipsie.
Sprawa katastrofy w Smoleńsku jest sprawą merytoryczną- nie jest więc fusami, z których można cokolwiek wywróżyć. A że przypomina to fusy, zamiast kawy- na pewno tego stanu rzeczy nie naprawi powoływanie do życia komisji Macierewicza, która z oczywistych względów do pewnych materiałów dostępu mieć nie może, a do pewnych pewnie i dostępu mieć by nie chciała.
Palikot, choć ostry w wielu wypowiedziach, wyartykułował pewną hipotezę i to kolejny raz w sposób nadzwyczaj ekscentryczny. Palikot nie zna prawdy- tak, jak nie zna jej Jarek- lecz Jarek jest prezesem głównego ugrupowania opozycyjnego w Polsce, zaś Palikot jednym z posłów partii rządzącej.
Wbrew klimatowi własnej partii Palikot wypowiada słowa: Lech Kaczyński ma krew na rękach.
Z pewnością wypowiedziane w zdecydowanie przerośniętej pewności siebie. Od tego czasu dopiero zaczęto mówić o hipotezie dotyczącej nacisków na pilotów- choć zanim do tego doszło, królowała tu
i ówdzie ta o zamachu rosyjskim we współpracy z polskim rządem. Palikot został ostrzeżony, i to
nie za zbeszczeszczenie pamięci świętego, lecz za formę, w jakiej wyraził swoją opinię.
Nadal jednak trzyma się w PO; wyobraźmy sobie w takim razie posła PiS-u przeczącego monolitowi partyjnemu- w chwili, gdy Elżbieta Jakubiak i Marek Migalski zostali wykluczeni z PiS-u za krytyczne słowa na temat stylu prowadzenia polityki przez Jarka, nasze wyobrażenia mogą być dość trafne.
Zaczęliśmy od braku dialogu z politycznym adwersarzem, przeszliśmy więc płynnie do braku dialogu w kręgu własnej partii. PiS to chyba jedyna formacja, która stanowi monolit, a nie dyskurs, a jeśli nie jest tak obiektywnie, to jest tak formalnie i profilaktycznie. Dlaczego żadnego z inteligentnych sympatyków PiS-u nie zastanawia ten brak otwartości ze strony Jarosława Kaczyńskiego?
Dlaczego nie są oni podejrzliwi wobec rzekomej długiej traumy, którą był w stanie efektywnie zahamować w czasie kampanii prezydenckiej? Kampania ta nie była przecież spełnioną obietnicą,
iż nie będą poruszane wątki katastrofy- stanowiła też fundamentalne zaprzeczenie poglądów Kaczyńskiego, począwszy od kwestii dialogu, skończywszy na lewicy nagle przestającej być w oczach Jarka marną post-komuną, czy też „organizacją przestępczą”. Czy wszystkie wybryki Kaczyńskiego po wyborach można wytłumaczyć wywiadem prezydenta w którym ten zapowiedział przeniesienie krzyża bez gwarancji, że stanie na jego miejscu pomnik?
Ciąg wydarzeń nie pozostawia wątpliwości- takie tłumaczenie jest śmieszne i żałośnie płytkie.
Samej pamięci nie da się zakorzenić w konkretnym miejscu- kiedy upamiętnianie stało się faktem, obrońcy wspierani przez Kaczyńskiego nie ustąpili- bo dla nich, podobnie, jak i dla prezesa, „kompromis” to abstrakcja. Choćby byli demokratycznie w mniejszości, muszą postawić dokładnie
na swoim scenariuszu. Choćby byli demokratycznie w mniejszości, krzyż stać tam powinien- choć zdecydowana większość narodu, w którego imieniu odważyli się wypowiadać, najwidoczniej nie utożsamiając wiary z zaznaczaniem terenu, chciała przeniesienia krzyża do pobliskiego kościoła św. Anny. Reasumując- gdy nie ma otwartości i debaty, mamy do czynienia jedynie z propagandą nabrzmiałą od religijno-patriotycznych akcentów. Nie mamy już oponentów, lecz wrogów- co wpisuje się w całokształt demagogii. Nie mamy wspólnego dociekania prawdy- bo skoro mamy wrogów, to muszą kłamać- skoro tak, to my musimy mieć rację. I mamy. Z pewnością. Bez żadnych wątpliwości.
Przy takim podejściu Jarosław Kaczyński nie będzie jednak przez Platformę traktowany jako wróg. Raczej jako oszołom- o ile dana osoba wierzy w szczerość jego intencji. Niestety, etykietka „oszołoma” to żadna ujma dla Jarka- to wręcz kolejny punkt i istotny składnik do stylizacji na męczennika. Umęczony przez niegodziwe, post-komunistyczne świnie i polsko-języczne media…
W takim Prawie i Sprawiedliwości sprawiedliwa jest teokracja, ponieważ prawo dżungli z największym gorylem na czele daje przywileje większości łącznie z instytucjonalną religią, od stóp do głów przesiąkniętą aksjologicznym autorytaryzmem, który łączy się z mitycznym państwem w idealnie mityczną całość. W ten sposób każdy ma Prawo być Sprawiedliwym.